Sport nie jest najważniejszą sprawą w życiu. A ileż w nim zawiści, fałszu, nienawiści. Dokopać, ośmieszyć, opluć, wykpić - to nasz sport narodowy. To nas kręci bardziej niż radość z sukcesów innych. Nie ma świętości. Nawet Justyna Kowalczyk dostała z buta od dziennikarza, który pół życia spędził przed lustrem.
Paweł Zarzeczny OSTRO do Justyny Kowalczyk: Masz IQ na poziomie tętna, panienko!
Sportowa gazeta nigdy nie napisała choćby zdania o problemie dostępności stadionów dla osób niepełnosprawnych. W Anglii kluby przywożą kibiców na wózkach z domu na mecz, w Polsce nawet nie wiedzą, ilu takich fanów jest. A przecież niewielkim kosztem sportowi działacze mogliby uczynić życie tysięcy poszkodowanych ludzi szczęśliwszym.
Zobacz również: O to nowy bramkarz Barcelony! Mark-Andre Ter Stegen zastąpi Victora Valdesa?
Na szczęście są tacy pisarze jak Andrzej Stasiuk. Tomik esejów "Nie ma ekspresów przy żółtych drogach" czyta się, oj czyta! Aż chciałoby się pojechać w Beskid Niski czy nad białoruską granicę, by przeżyć to, co cudownym językiem opisał Stasiuk. Po takiej lekturze zalegające półki empików wyznania sportowych gwiazd rażą banalnością formy, ubóstwem słowa.
Wybraliśmy bohaterów minionego roku. Dla mnie jednym z nich jest Andrzej Kraśnicki, działacz sportowy niepośledniego kalibru. Prowadzi Polski Komitet Olimpijski i Związek Piłki Ręcznej wprawną ręką, nie wypina piersi po medale, chwałę i splendor pozostawia prawdziwym bohaterom - sportowcom. W Polsce słowu "działacz" przyprawiono gębę, skojarzono z leśnym dziadkiem, pijakiem lub krętaczem. W innych językach mówi się o liderze i przywódcy sportowym ("sportleader", "sportvezeto"), istnieje nawet termin "dyplomata sportowy". Polski "działacz" kojarzy się pejoratywnie. Aż korci, by mu dokopać. To cudownie leczy własne kompleksy i ograniczenia