Zapytany o rekordową pozycję naszej piłkarskiej reprezentacji minister sportu w zawoalowany sposób dał wyraz swojej niechęci do futbolu, co u lekkoatletów nie jest niczym nowym. Powodem od zawsze były pieniądze, sława, miejsce na stadionie. Nawet wspaniała Irena Szewińska pomstowała na przeszkadzających jej w treningu kopaczy, ale zaprzyjaźniony z nią wielki trener Kazimierz Górski konflikt zażegnał. Brak bieżni na warszawskim Stadionie Narodowym to błąd, ówcześni decydenci stchórzyli. Podobnie jak ministra Bańkę oburza mnie ruina stadionu Skry, warunki, w jakich trenuje najlepsza polska sportsmenka Anita Włodarczyk. Ale ta sama ekipa z ratusza zniszczyła stadiony dzielnicowe, na których trenowały tysiące dzieci, w większości piłkarze, gdyż to dyscyplina w Polsce najpopularniejsza.
Justin Gatlin, zdobywając tytuł mistrza świata, wkurzył cały świat. I tylko pokonany Usain Bolt zachował się przyzwoicie, nie przyłączając się do chóru oburzonych. Doping to zaraza sportu, nie zna granic. I tylko naiwni wierzą, że wyłącznie źli Rosjanie trudnią się tym procederem. Po prostu robili to nieudolnie, w dodatku rządzi nimi wstrętny Putin, a amerykańscy generałowie winni śmierci tysięcy ludzi są cacy, tak mamy świat urządzony. Podwójne standardy mamy też przy ocenianiu polskich aktorów. Podobno pani Janda walczy dla nas o demokrację, a pani Łaniewska szkodzi nam, popierając ciemnogród. Wiem, że obie są wspaniałymi artystkami, promują polską kulturę i tylko to mnie obchodzi.