Paweł Wojciechowski

i

Autor: Przemysław Jach

Paweł Wojciechowski dla SE i gwizdek24.pl: Znowu skaczę, bo nie dałem się pokroić!

2014-02-03 3:40

Byłem bardzo namawiany na operacje, ale na szczęście nie uległem presji i tylko dlatego mogę dzisiaj jeszcze skakać o tyczce - zdradza Paweł Wojciechowski (25 l.). Dwa i pół roku temu był rewelacją światowej lekkoatletyki, gdy pobił rekord Polski w skoku o tyczce (5,91 m) i został mistrzem świata. Ale potem była przewlekła walka z serią kontuzji i wyniki niegodne mistrza. Dopiero w tym roku bydgoszczanin wraca do gry. Uzyskał 5,76 m, trzeci wynik na świecie.

"Super Express": - Czy to już upragniony powrót do światowej czołówki?

Paweł Wojciechowski: - Mam w dorobku tytuł mistrza świata, więc stawiam sobie wysokie wymagania. Wyniki, które osiągnąłem w tym sezonie, cieszą, ale nie satysfakcjonują. Wiem, że stać mnie na dużo więcej. Dopiero gdy zbliżę się do rekordu życiowego i będę się na tym poziomie utrzymywał, a następnie uda mi się jeszcze zdobyć jakiś medal, to poczuję się członkiem światowej czołówki. Trzeci wynik na świecie w tym sezonie to tylko dobry znak na przyszłość.

- Zwątpił pan choć przez chwilę, że wróci do grona najlepszych?

- Zawsze wiedziałem, że wrócę do skakania i to mnie wciąż motywowało do poszukiwań optymalnego dla mnie leczenia, a potem do treningu. Bywały chwile słabości, kiedy kolejne "wspaniałe" terapie nie przynosiły skutku, a co gorsza żaden sławny lekarz nie potrafił określić przyczyny moich problemów! Na szczęście najbliżsi nie pozwalali mi się poddać. Mój powrót to ich zasługa, trenera Romana Dakiniewicza oraz sztabu medycznego. Dzięki nim moja codzienna treningowa harówka znów sprawia mi naprawdę wielką frajdę!

Przeczytaj także: Dariusz Szpakowski w pierwszym takim wywiadzie: O planach na przyszłość, wpadkach i hejterach (+ ZDJĘCIA Z KARIERY)

- Czy powodem regresu po roku 2011 były tylko dolegliwości?

- Po sezonie letnim 2011 rozpoczęło się pasmo kontuzji, od złamania na treningu kości policzka. Próbowałem gonić czas, ale bez efektów. Następowały kolejne problemy zdrowotne, stąd nieudany rok olimpijski 2012. A kiedy po długiej rehabilitacji rozpocząłem jesienią 2012 kolejne przygotowania, kontuzja szybko powróciła. Bóle, przede wszystkim w lewym kolanie, uniemożliwiały jakąkolwiek pracę treningową. Dlatego w sezonie 2013 w ogóle nie startowałem. Trudno więc mówić o regresie, skoro przez cały ten okres walczyłem z kontuzjami albo w ogóle nie trenowałem.

- Chodziło tylko o kolano?

- To, że bóle objawiały się głównie w kolanie, wcale nie oznaczało, że tam należało szukać przyczyny, jak czyniła większość zajmujących się mną lekarzy. Dopiero konsultacje w Monachium i współpraca z Centrum Osteopatii w Poznaniu pozwoliły mi wrócić do treningu bez operacji, na które byłem bardzo namawiany. Na szczęście nie poddałem się tej presji i tylko dlatego mogę dzisiaj jeszcze skakać o tyczce.

- Czego dziś brak w porównaniu z dyspozycją z roku 2011?

- Na tę chwilę jestem bardzo dobrze przygotowany, natomiast do skoków na poziomie 5,90 czy 6 metrów potrzebna mi jeszcze stabilizacja techniczna, a to wymaga spokoju i czasu

Najnowsze