- Z dnia na dzień jest coraz lepiej, skoki były całkiem dobre. Nie czułem uciążliwego bólu kontuzjowanego mięśnia dwugłowego, ale dyskomfort podczas skakania jednak pozostał - tłumaczył potem Wojciechowski.
Panujący mistrz świata ma jeszcze tydzień na uzyskanie minimum. Ale czy jest sens, żeby ryzykował zdrowie, skakał z jeszcze niezupełnie zaleczoną kontuzją?
- To, co się miało zagoić, w zasadzie się zagoiło, ale blizna na nodze jest - odpowiada na te wątpliwości zawodnik, który był naszą nadzieją olimpijską na Londyn.
Wyleczenie urazu, jaki dokucza Wojciechowskiemu, normalnie wymaga wielu tygodni. Ale on na "normalną" rehabilitację nie ma czasu, bo IO już za kilka dni. -Wrócę teraz do Bydgoszczy i wspólnie z trenerem zastanowimy się co dalej - mówi smętnie Wojciechowski.
Pawłowi bardzo trudno pogodzić się z losem. - Miało być pięknie, wyszło źle. Jestem załamany. Wiem, że przede mną następne lata kariery, ale ja patrzę na to, co się dzieje tu i teraz, i nie tak miało być. Byłem naprawdę dobrze przygotowany do sezonu. Owszem, za cztery lata będą kolejne igrzyska, ale czy dzisiaj wiadomo, że będę mógł na nie pojechać? - zastanawia się.
Lider zaliczył zero
W skoku o tyczce w memoriale Kusocińskiego jeszcze gorzej niż Paweł Wojciechowski spisał się mistrz Europy i lider światowych tabel (5,97 m) Renaud Lavillenie. Francuz... nie zaliczył żadnej wysokości. Wygrał Brytyjczyk Steve Lewis - 5,82.
W konkursie pchnięcia kulą zwyciężył mistrz olimpijski Tomasz Majewski, ale z kiepskim wynikiem (21,04 m.). W biegu na 800 m triumfował Adam Kszczot (1.45,78 min) przed Kenijczykiem Jobem Kinyorem (1.45,89).
Po kilkunastu latach kariery z publicznością pożegnał się Paweł Czapiewski (34 l.). Przybiegł ostatni do mety w biegu na 800 m, ale z bieżni zszedł jako wciąż aktualny rekordzista Polski (1.43,22 min.).