Stąd takie stwierdzenie, jak w jednym z programów telewizyjnych w poniedziałkowy wieczór, że "nie ma co się martwić, bo pierwszy mecz dopiero w lipcu przyszłego roku". Wtedy to akurat EURO powoli będzie się kończyć, więc aż tyle czasu nie mamy. Takich bzdur jest dużo więcej.
Jak zatem będzie z tym naszym EURO? Tak naprawdę będzie miało dla Polaków słodko-gorzki smak. Słodycz to stadiony. Będziemy mieli ładne, nowoczesne obiekty, które posłużą nam przez lata. Gorycz? To drogi.
Przeczytaj koniecznie: RAPORT NIK o opóźnieniach w inwestycjach na Euro 2012: Nie będzie ponad 400 km dróg, remontów dworców Warszawa Wschodnia i Poznań Główny
Kiedy dostaliśmy EURO, obiecano nam morze autostrad. Im bliżej turnieju, tym plany coraz mizerniejsze i to jest duża porażka. Nawet jako wielki kibic piłki wolę porządną drogę niż piąty ładny stadion. Bo po EURO grać będzie gdzie, ale jeździć wciąż nie do końca.
W Polsce ludzie nie giną na stadionach, giną na drogach i to nie tylko dlatego, że wmawia się nam, że polski kibic to pirat drogowy, najczęściej pijany. Ludzie tracą życie, bo dużo dróg jest jak z Trzeciego Świata.
EURO było/jest szansą, aby to zmienić i dlatego tak bolesne jest to, że ta szansa zostanie wykorzystana tylko w kilkunastu procentach. A wiadomo, że jak zniknie bat znad głowy, to realizacja tych dróg może jeszcze bardziej odwlec się w czasie. Samemu EURO to jednak, poza uszczerbkiem na prestiżu (złość kibiców tkwiących w korkach), aż tak bardzo nie zaszkodzi. Reasumując: to nie będzie ani najgorsze, ani najlepsze EURO w historii. Będzie po prostu takie słodko-gorzkie...