"Super Express": - Podejrzewam, że w Grecji z zadowoleniem przyjęto wyniki losowania grupy A EURO 2012?
Jacek Gmoch (72 l.): - Cieszą się Grecy, Polacy, Czesi i Rosjanie. Ale tylko na razie, bo przecież ktoś z tego kwartetu będzie musiał płakać. Grecy są zadowoleni, bo od razu przypomniało im się EURO 2004 w Portugalii. Wtedy na początek pokonali gospodarzy, a potem wygrali cały turniej. Teraz także grają z gospodarzem...
- Wychodzi na to, że aby spełnić ich marzenia o finale, to w pierwszym meczu z Polską Grecy muszą wygrać...
- Wolałbym jednak, aby akurat w tym spotkaniu padł remis. Serce podpowiada, że z grupy wyjdzie Polska z Grecją. Bo marzę o polsko-greckim finale. W końcu Grecja to moja druga ojczyzna.
- Greków stać na finał?
- To drużyna turniejowa, doświadczona, skuteczna w meczach o punkty. Przecież w eliminacjach nie przegrali żadnego z 10 meczów. Portugalski trener Fernando Santos ma znakomity bilans. Do tej pory przegrał tylko raz. Poległ z Rumunią, gdy sprawdzał dublerów.
- Co jest największym atutem reprezentacji Grecji?
- Najważniejsza jest defensywa, która w eliminacjach straciła tylko pięć goli. Santos nie ma aż tak doskonałych wykonawców, jakich miał Rehhagel. W defensywie Portugalczyk miał kłopot z lewym obrońcą. Ale ostatnio szansę dostał urodzony w Niemczech Iosif Cholevas, którego ojciec jest Grekiem. Pomocą wciąż rządzą Kostas Katsouranis i Giorgos Karagounis.
- Na koniec eliminacji w kadrze pojawił się po dłuższej przerwie Theofanis Gekas, napastnik Eintrachtu Frankfurt. Trener Santos będzie miał większe pole manewru w ataku?
- Był czas, że Gekas zrezygnował z występów w drużynie narodowej. Teraz wrócił i dobrze, bo to typ egzekutora. Bo trzeba przyznać, że akurat w ataku jest najwięcej zawirowań. Może do łask wróci Angelos Charisteas, drugi strzelec w historii greckiej kadry? No i autor trafienia w finale w 2004.