Chile w Ameryce Południowej jest jednym z najbogatszych i najspokojniejszych krajów. Protesty i strajki były tam rzadkością. Wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni w ostatnich dniach. Powodem sprzeciwu społeczeństwa była podwyżka cen biletów komunikacji miejskiej. Cena wzrosła o 30 pesos (około 15 groszy). Ale jak relacjonują osoby żyjące w Chile, był to jedynie wierzchołek góry lodowej.
Głównymi powodami była rosnąca nierówność społeczna oraz coraz wyższe koszty życia. Według najnowszych doniesień śmierć w protestach poniosło już 11 osób. W stolicy Chile od środy trwają młodzieżowe mistrzostwa świata w karate. Sportowcy są narażeni na niebezpieczeństwo, o czym świadczy relacja trenera kadry Luksemburgu.
- Protestujący szli spokojnie, ale wszystko zmieniło się bardzo szybko. Pojawił się gaz łzawiący, armatki wodne, huk. Pierwsze pięć pięter hotelu zostało zniszczonych przez ogień i kamienie. Przypominało to wojnę domową. Musieliśmy uciekać i przez sześć godzin kryć się w podziemnym muzeum - relacjonował Michael Lecaplain. Luksemburczycy zdecydowali się na opuszczenie Santiago.
W stolicy przebywa również reprezentacja Polski. Jak relacjonował w TVP Info Paweł Połtorzecki, prezes Polskiej Unii Karate, zawodnicy są bezpieczni. Biało-czerwoni mieszkają poza centrum miasta, które ogarnięte jest chaosem. Zawody mają już jednak miejsce niemal w samym środku miasta. - Zawody muszą się odbyć bez udziału publiczności, a na hali w dniu zawodów będą mogli przebywać tylko zawodnicy aktualnie startujący wraz z trenerami i oficjalną delegacją - powiedział prezes. W czwartek złoty medal mistrzostw świata zdobył Dominik Dziuda.
Polecany artykuł: