Najlepsza polska biegaczka odleciała wczoraj do Skandynawii. Czekają ją teraz pucharowe starty w Lahti, Trondheim, Sztokholmie i Falun, a następnie specjalne zawody w Rosji.
Justyna na warszawskim lotnisku oddychała lekko, choć... z wyraźnym trudem. Lekko, bo przez sześć tygodni odpocznie od zainteresowania mediów oraz kibiców i dlatego, że niemal cały kilkusetkilogramowy bagaż dowiozą samochodami trener i serwismeni. A z trudem, bo naszą podwójną mistrzynię świata wciąż męczy niewyleczone przeziębienie.
- Po zwycięskim biegu w Libercu na 30 kilometrów dostałam wysokiej gorączki. Czuję się już wprawdzie trochę lepiej, ale w Pucharze Świata w Lahti nie będę w pełnej dyspozycji - mówi Kowalczyk.
Także trener Aleksander Wierietielny (62 l.) martwi się jedynie o zdrowie podopiecznej. Bo o motywację jest spokojny. Dlatego nie nazywa medali mistrzostw świata w Libercu swoim życiowym sukcesem szkoleniowym.
- Mam zamiar jeszcze parę lat popracować z Justyną, więc za wcześnie mówić o życiowym sukcesie - zastrzega się.
A sama Justyna potwierdza jego słowa.
- Postaram się wypaść jak najlepiej w przyszłorocznych igrzyskach w Van-couver. Ale o medale będzie tam trudniej niż w Libercu. Za to złoty medal zdobędę w Soczi w 2014 roku - deklaruje.