"Super Express": - To był wyścig życia?
Radosław Kawęcki: - Chyba tak, ale nie jestem oszołomiony sukcesem. Po prostu cieszę się z rekordu życiowego, bo taki był mój cel.
- Są jeszcze rezerwy? Ryan Lochte jest w zasięgu?
- Rezerwy są, przede wszystkim w wejściu w nawrót i odbiciu od ściany. Będę teraz jeszcze ciężej trenował, żeby zejść poniżej granicy 1.54 minuty. Chociaż i w tym roku ciężko pracowałem.
- Równie ciężko jak pański ojciec, z zawodu górnik?
- Myślę, że tata pracuje ciężej - kilometr pod ziemią, przy 40 stopniach i w miejscu, gdzie nic nie widać. W zagłębiu miedziowym pracują także mój brat, wujek i kuzyn. Ja jeszcze nie byłem pod ziemią, ale chcę to nadrobić w tym roku.
- Czy po 12 latach treningu pływanie jest tylko pracą, czy także przyjemnością?
- To praca i hobby zarazem. Musi sprawiać przyjemność, bez tego się nie da. Każde wejście do wody to radość. Ale teraz pojadę na wakacje w miejsce, gdzie nie ma basenu i jeziora.
Jacek Miciul, trener Kawęckiego: Na siłowni poprawimy start
- Po kontuzji mięśnia uda i zakłóceniach w treningu nie można było liczyć na więcej. Liczyliśmy tylko jeszcze na złamanie bariery 1.54 i to się prawie udało. A rezerwy są jeszcze we wszystkim, Radek stale robi postępy. Będziemy więcej pływać innymi stylami, żeby poprawić wydolność. Planujemy też więcej ćwiczeń w siłowni, żeby poprawić start. Bo na starcie sporo Radek przegrywa.