Sytuacja polityczna, finansowa i społeczna w kraju z Ameryki Południowej jest dramatyczna. Jedną z niewielu okazji do zapomnienia o ogromnych kłopotach państwa są mecze piłkarskie. "La Vinotinto" w ostatnich dniach przylecieli do Europy, a konkretnie Hiszpanii, gdzie rozegrali dwa mecze towarzyskie. W pierwszym z nich sensacyjnie pokonali reprezentację Argentyny 3:1.
Atmosfera po wielkim triumfie była jednak daleka od ideału. Tuż po spotkaniu selekcjoner Wenezueli podał się do dymisji. Wszystko przez wizytę polityka w szatni. - Odwiedził nas ambasador Antonio Ecarri. Przyjęliśmy go serdecznie i z szacunkiem. Byliśmy zaskoczeni faktem, że zachował się w niestosowny sposób podczas wizyty. Upolitycznił ją i chciał stworzyć wrażenie, że popieramy jedną ze stron konfliktu politycznego w Wenezueli - powiedział Rafael Dudamel.
Kilka dni później Wenezuela rozegrała sparing z reprezentacją Katalonii. Rezygnacja selekcjonera okazała się niejedynym problemem zespołu z Ameryki Południowej. Okazało się, że włoski producent strojów, Givova, nie dostarczył wystarczającej liczby trykotów. Zdecydowano się na szybki zakup koszulek, które przypominały te, w których Wenezuela powinna zagrać.
Osoby odpowiedzialne za zakup trykotów udały się więc do Decathlona i kupiły bordowe koszulki. Kosztowały one... 10 euro, co w przeliczeniu na złotówki daje nieco ponad 40 zł. Następnie doklejono do nich emblematy narodowe i piłkarze ruszyli do boju. Choć na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało dobrze, to czujni obserwatorzy mogli dopatrzyć się licznych różnic. Oburzenia nie krył reprezentant Wenezueli, Tomas Rincon. - To wielki wstyd - napisał piłkarz na Twitterze. - Domagamy się maksymalnego szacunku dla nszych barw i każdego członka zespołu. Brak koszulek na dzisiejszy mecz i nadrukowanie symboli na nich to wstyd - dodał.