- Po pierwsze wiem, że będzie bardzo ciężko zostać liderem Pucharu Świata. A po drugie, gdy się człowiek bardzo na coś nastawia, wychodzą z tego nici. Lepiej jest sprawić miłą niespodziankę, niż zapowiadać sukces i nie dotrzymać słowa - argumentuje nasz najlepszy biatlonista. - Do takiej postawy namawia mnie też moja żona, która uważa, że powinienem pozostać skromny i nie przechwalać się, czego to ja nie osiągnę.
Sikora, pomimo, że w ten weekend w Oestersund był dwa razy na podium PŚ, podkreśla, że nie jest jeszcze w szczytowej formie. - Kiedy ta przychodzi, to wszystko staje się łatwiejsze. Nawet strzelać jest lżej, a póki co, każdy strzał stanowi dla mnie ogromny wysiłek - tłumaczy.
Wicemistrz olimpijski przyznaje jednak, że jeszcze nigdy na początku sezonu tak szybko nie biegał. - Bardzo pomogli mi w Oestersund serwismeni, moje narty chwilami jechały nawet szybciej od nart najsłynniejszych rywali. Dawniej byłoby to nie do pomyślenia - podkreśla.
Przed sezonem Sikora zmienił sprzęt: buty i narty. Poprawił technikę biegania, przestał "kantować".
- Wreszcie wykorzystuję całą powierzchnię nart, między innymi dzięki butom, które są bardziej płaskie i stopa praktycznie przylega w nich do narty. Jeśli chcecie mnie prosić, żebym nadal nie "kantował", to się zgadzam - kończy ze śmiechem.