- Już nie potrzebuję środków przeciwbólowych, a na sobotni konkurs tym bardziej. Wziąłem jedną tabletkę raz i wystarczy - stwierdza mistrz olimpijski, który uważa, że wokół jego upadku na treningu powstało nieco za duże zamieszanie, podczas gdy tak naprawdę nic wielkiego się nie wydarzyło.
Zobacz również: SOCZI 2014. Simon Ammann: Kamil Stoch skacze lepiej ode mnie
- Taki upadek zdarza się często przy lądowaniu i nie było żadnych problemów. Był tam mój lekki błąd, nie pomagał też bardzo miękki śnieg. Łokieć w porządeczku, miałem proste zabiegi zmniejszające ból, które dały pożądany efekt - opowiada Stoch, który nie ma najmniejszych kłopotów z ruchomością stawu.
- Łokieć jest tylko lekko obtłuczony i boli przy wykonywaniu pewnych czynności, ale to nie jest dotkliwy ból uniemożliwiający moją pracę. Żadne blokady nie były potrzebne. Nie miałem też na górze skoczni stracha, bez przesady - dodał Kamil, który już w pierwszym treningu dzień po upadku wypalił na 136 m, wygrywając pewnie z konkurencją. Potem był jeszcze drugi i trzeci na kolejnych sesjach treningowych.
- Jest dobrze, bo nie jest źle - śmieje się Kamil. - Ale najlepsze skoki jeszcze przede mną. Z każdego skoku można coś dobrego wyciągnąć. Na tej skoczni fajnie się skacze, obiekt jest super. Większa siostra "francy" (tak Kamil określa normalną skocznię - red.) jest bardzo sympatyczna.
Przeczytaj także: Soczi 2014. Skoki narciarskie. Kwalifikacje wygrywa Austriak. Stoch nie skakał
Po kilku upadkach zawodników na dużej skoczni (Rosjanin Maksimoczkin złamał żebro, Stoch się potłukł) organizatorzy poprawili warunki na zeskoku. Już nie ma miękkiego puchu, jest bardziej twardo.
- Jest dużo lepiej - przyznaje Stoch. - Warunki skakania były takie, jakie mogłyby być w konkursie. Jest całkiem bezwietrznie, zeskok utwardzony. Nie przeszkadzałoby mi, gdyby tak samo było podczas zawodów. Jest spoko.