- Pozostaje lekki niedosyt, ale uzyskałem bardzo dobry wynik. Złoto było poza moim zasięgiem. Na razie nie jestem bowiem przygotowany na rzuty powyżej 22 metrów - mówi nam Majewski.
"Super Express": - A na igrzyskach olimpijskich w Londynie będzie pan gotowy na takie rzuty?
Tomasz Majewski: - Mam nadzieję, że tak, bo żeby myśleć o medalu w Londynie, trzeba będzie pchać na odległość co najmniej 22 metrów. Poziom światowej czołówki się podniósł. Przynajmniej siedmiu zawodników pcha dalej niż w poprzednich latach.
- Pan jest w tej siódemce, to znaczy, że jest pan w gronie faworytów do medali w Londynie...?
- Tak. Gdybym dzisiaj miał typować największych faworytów, to stawiałbym na siebie, Storla i któregoś z Amerykanów. Ale konkursy olimpijskie rządzą się swoimi prawami...
- Wrócił pan do dawnej techniki doślizgu w kole...
- Tak, od początku stopa ułożona jest płasko i tak ma zostać. Widać, że jest lepiej niż w poprzednich latach. Chociaż jest jeszcze trochę do poprawienia, szczególnie w technice rzutu, wykonaniu półobrotu.
- Na letnich MŚ był pan dopiero dziewiąty. Czy stracił pan z tego powodu kadrowe stypendium?
- Właściwie nie wiem. Podobno mam dostawać, ale my, zawodnicy, o pierwszej w roku wypłacie dowiadujemy się zwykle dopiero w marcu.