- Straciłem brata, bo on był dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałem – łamiącym się głosem mówi Waldemar Wuzik. Od czterech lat to on szefuje klubowi we wspomnianej miejscowości, oddalonej od KWK „Pniówek” o 12 kilometrów. Dominik Godziek – wcześniej stojący u steru LKS-u od 2005 roku – u jego boku pełnił rolę wiceprezesa. Jednocześnie przez dekadę zasiadał w zarządzie Podokręgu Tychy, stanowiącego część Śląskiego ZPN-u. - Rekomendowałem go do pracy we władzach podokręgu, bo wcześniej przyglądałem się jego działaniom w macierzystym klubie. Widziałem w nich pasję, wielkie zaangażowanie i świetne zdolności organizacyjne – mówi Henryk Kula, który dziesięć lat temu był prezesem tegoż podokręgu, by potem zostać śląskim „baronem”, a wreszcie i wiceprezesem PZPN. Jak mówi, u młodszego „kolegi po fachu” ujął go także „górniczy fach”; sam sporą część swego zawodowego życia też przecież poświęcił kopalni. - A dla górnika, w myśl tradycji, poza grubą (czyli kopalnią w śląskiej gwarze – dop. red.) trzy rzeczy są ważne: gołębie, skat i fuzbal – dodaje Kula.
- Energiczny, operatywny; nie uznawał słowa „nie da się” - potwierdza słowa swego niegdysiejszego przełożonego obecny prezes Podokręgu Tychy, Piotr Swoboda. - Dziś już bardzo niewielu ludzi chce włączać się w działalność społeczną. A on pomocy nie odmawiał nigdy.
„Fuzbal” dla tragicznie zmarłego górnika był ważny od wielu lat. Najpierw kopał piłkę; w Brzeźcach, ale też w Studzionce i w Pawłowicach. W wieku 21 lat – jeszcze w trakcie boiskowej przygody – został prezesem LKS-u. Wkrótce, bo zerwaniu więzadeł, musiał zawiesić buty na kołku, ale nie zerwał więzów z futbolem. Wręcz przeciwnie; tym aktywniej angażował się w działalność organizacyjną.
To na ich wsparcie może liczyć obrońca Piasta. Tak Ariel Mosór szykuje się na Legię
W 2007 roku w Brzeźcach, po wielkich ulewach, wylał potok Pszczynka. - Woda zalała boisko, sięgała na wysokość pół metra od poprzeczki! - wspomina Waldemar Wuzik. Godziek zorganizował wówczas środki na wyremontowanie murawy. I nie tylko; wkrótce w sąsiedztwie powstała też kolejna płyta, o wymiarach orlika, służąca treningom najmłodszych adeptów piłki nożnej w gminie. - Pomagało bardzo wielu ludzi, od ojca, braci i kuzynów Dominika począwszy. A wszyscy społecznie; potrafił ich do tego namówić, przekonać – dopowiada obecny prezes LKS Brzeźce. Potem dołożono do tego jeszcze boisko do siatkówki plażowej; tym razem dzięki udanej akcji promocyjnej dla tego pomysłu w ramach budżetu obywatelskiego. To wszystko przyciągało do klubu dzieci i młodzież. I nagle – no, może w ciągu kilku lat - z jednej grupy młodzieżowej zrobiło się ich siedem: od najstarszych juniorów aż po najmłodszych żaków. A wkrótce będą jeszcze „bąble” albo „krasnale”, czyli grupa 4-5-latków! - Szkolenie dzieciaków było dla Dominika strasznie ważne – dodaje Wuzik. - Kiedy mieliśmy tylko jedną grupę, jako jej ówczesny prezes potrafił własnym samochodem jeździć do sąsiednich wiosek: do Wisły Małej, do Poręby, by przywozić stamtąd chłopaków na trening, a po nim – odwozić ich do domów.
- Wie pan, taka solidarność międzyludzka jest czymś normalnym na kopalni, wśród górników. Pod ziemią po prostu nie da się bez niej funkcjonować – zaznacza Henryk Kula, powołując się na własne doświadczenia życiowe. „W futbolu też” - chciałoby się dodać. Niestety, oba te środowiska (górnicze i piłkarskie) od środy są uboższe o jednego ze swych bohaterów...
Lech Poznań wykonał zadanie! Górnik pokonany, kolejny krok w stronę mistrzostwa