Srebrny krążek Małysza wywalczony w sobotę w kanadyjskim Whistler to jego trzeci medal olimpijski - tylu nie ma w kolekcji żaden polski sportowiec w historii startów w zimowych igrzyskach.
Przeczytaj koniecznie: Tylko w SE.pl rozmowa z Adamem Małyszem prosto z Vancouver
- Wróciłem po ośmiu latach - podkreślił Adam, przypominając dwa medale (srebro i brąz) z igrzysk w Salt Lake City 2002. Wtedy też pokonał go - i to dwukrotnie - właśnie Ammann.
- Ale na dużej skoczni w Whistler chcę jeszcze powalczyć o to brakujące złoto do kolekcji - już dziś zapowiada dwukrotny wicemistrz olimpijski. W najbliższą sobotę Małysz dostanie szansę rewanżu na szwajcarskim rywalu.
W sobotę po 1. serii Adam, który skoczył 103,5 m, zajmował trzecie miejsce za Ammannem (105) i Michaelem Uhrmannem (103,5). Polak i Niemiec tracili do Szwajcara po 1,5 pkt. Słabiej wypadli faworyzowani Austriacy - Morgenstern był czwarty, a Schlierenzauer dopiero siódmy. Ten ostatni sprężył się niesamowicie na finałową serię, poszybował na 106,5 i zbliżył do Małysza. "Schlieri" nie mógł jednak pokonać ani naszego mistrza (105 m w II serii), ani wielkiego Ammanna, który przypieczętował złoto lotem na 108. metr.
Patrz też: Lepistoe: Nie zdążyłem kupić szampana
Nasz Orzeł dobrze wie, komu zawdzięcza sukces.
- Tego medalu nie byłoby bez Hannu Lepistoe - mówił od razu, podkreślając rolę swojego fińskiego trenera.