27 sierpnia 2014 roku Teodorczyk podpisał umowę z Ukraińcami, co oznaczało, że klubowi z Żuromina należy się 2,5 procent transferowej kwoty w ramach mechanizmu "solidarity contribution". "Teo" kosztował około 4 mln euro, więc do Żuromina powinno trafić ponad 400 tysięcy złotych. Niestety, Wkra nie otrzymała do dziś ani złotówki.
- Działając w porozumieniu z PZPN, wysłaliśmy do Ukraińców dwa pisma, w których dokładnie zaznaczyliśmy, jaka kwota nam się należy. Niestety, nie było odpowiedzi z Dynama. W związku z tym oddamy sprawę do sądu - informuje nas prezes Wkry Michał Osiecki, który przyznaje, że klubu nie było wcześniej stać na założenie sprawy sądowej w UEFA, bo kosztuje to 3 tysiące franków szwajcarskich.
Zobacz: Grigorij Surkis: Łukasz Teodorczyk będzie superstar [WYWIAD]
- Jesteśmy małym klubem, grającym w lidze okręgowej i w tamtym roku nie byliśmy w stanie wygenerować takich pieniędzy, ale liczymy, że w najbliższym czasie to się uda. Nie mamy wyjścia, bo wszystkie polubowne formy rozwiązania sporu się wyczerpały - Osiecki rozkłada ręce.
400 tysięcy złotych to ponaddwukrotność klubowego budżetu, który wynosi około 187 tysięcy złotych. - Dotacja z gminy to 150 tysięcy złotych, a 20 procent musimy zorganizować sami - dodaje prezes. Pieniądze z Kijowa Wkrze bardzo by się przydały, bo. - Mamy sześć grup młodzieżowych, trenuje u nas 150 dzieciaków i seniorzy. Nie puścimy płazem tej sprawy. Zamierzamy upoważnić PZPN do reprezentowania nas, związek złożył już deklarację, że poprowadzi nam tę sprawę. A sam Teodorczyk? Wspiera nas, ufundował komplet strojów dla jednej z drużyn juniorskich. Jest naszym ambasadorem. Tu zaczynał i Ukraińcy muszą nam za to zapłacić! - Osiecki jest zdeterminowany, aby doprowadzić sprawę do końca.