"Super Express": - Czy to nie było tak, że gdy usłyszał pan, kto jest kontrkandydatem, to się pan zaśmiał? Józef Wojciechowski po tym, co się stało z Polonią, nie miał szans odbudować wizerunku.
Zbigniew Boniek: - Mógłbym wymienić 100 tysięcy firm czy stowarzyszeń na świecie, które są dobrze zarządzane i nikt inteligentny się nie pcha, żeby zmieniać tam władze. No a pan Wojciechowski dał się "wypuścić". Gdy analizowałem go od pierwszego dnia, bo analizować przeciwnika trzeba, to zrozumiałem, że wybrał złą drogę. Nie wiedział, co znaczy być prezesem PZPN, mówiąc o kredytach, obligacjach. Takich rzeczy statut PZPN nie dopuszcza, FIFA tym bardziej nie zezwala na bezpośrednie finansowanie klubów. Poza tym żadna kampania oparta na nienawiści czy hakach nigdy nie była zwycięska. Myślę, że w ostatnich dniach pan Wojciechowski czuł, w którym kierunku to zmierza. Niby przychodzili do niego ludzie, zapewniali o poparciu, ale wydaje mi się, że nie czekał już na nic innego jak tylko na porażkę w głosowaniu o metodę wyboru prezesa i wyjście z sali. Bo gdyby nie wyszedł, to musiałby mówić 10 minut o tym, co chce zrobić, a nie był przygotowany. Widziałem, jaki był spięty. Ale nie czuję do niego awersji, wręcz przeciwnie - jest trochę szalony, ma szalone pomysły, ale to jednostka absolutnie pozytywna.
- Jest dla Wojciechowskiego miejsce w polskiej piłce? Parę klubów jest do przejęcia.
- Gdyby wyciągnął pewne wnioski z czasów Polonii, to tak. Ma pieniądze, mógłby zarządzać swoim klubem. Tylko że jego słabą stroną jest to, że daje się "wypuszczać". Gdy widzę, kto mu doradzał w Polonii i teraz... To nie są ludzie, którzy mają wizję.
- Przykre, że wybory skończyły się farsą.
- Większa farsa by była, gdyby Wojciechowski wrócił na salę. Ale dobrze zrobiliśmy, przeprowadzając głosowanie na dwóch kandydatów, bo to zamyka możliwość odwołań.
- Zamyka? Wojciechowski groził, że zaskarży do sądu wyniki, sugerując, że nie było tajności. Nie boi się pan tego?
- Nie tylko się nie boję, ale głośno się z tego śmieję. Wszystko odbyło się jak trzeba. Wojciechowski przegrał i tyle. Używając terminologii żużlowej, źle wyszedł spod startu i na pierwszym łuku wpadł w bandę.
- Co się wam nie udało w trakcie pierwszej kadencji?
- Nie ma niczego, co by się zupełnie nie udało. Nie awansowaliśmy do finałów Euro U-21, zabrakło 1,5 minuty.
- No ale to akurat nie zależało od PZPN.
- Ale to jest kadra PZPN. To my ją układamy, stwarzamy jej warunki, a potem wiadomo - są trener, zawodnicy. Czujemy się więc za nią odpowiedzialni.
- Za pierwszą kadrę chyba też? Czy ostatnia afera alkoholowa nie nadszarpnęła wizerunku Nawałki? Bo to pan zaczął wyjaśniać sprawę, a to tak, jakby dyrektor szkoły robił porządek za wychowawcę. A wychowawca albo wiedział i nie reagował, albo nie wiedział. Tak i tak źle.
- Nie wychodźmy z założenia, że czegoś nie wiedział, że to była jakaś kontynuacja czegoś. Reprezentacja nie przegrała 11 meczów o punkty, jest najwyżej w historii w rankingu. Nie dlatego, że balangują. To fajna grupa ludzi. Lubi, szanuje, kocha tego trenera. Ale to młodzi chłopcy, zdarza się czasem, że coś im "odleci" po pewnych sukcesach.
- Tylko że ten odlot mógł nas kosztować punkty z Armenią...
- No mógł, mógł, ale dzięki Bogu nie kosztował.
- Dzięki Bogu czy RobertowiLewandowskiemu?
- Nie mówmy też, że wszystko dzięki Lewandowskiemu. Robert też był w 2012 roku, a wiadomo, jak nam poszło. Kiedyś był Deyna, potem Boniek, a teraz Lewandowski. Jest kluczowym graczem, ale o sukcesie decyduje kolektyw. Choć ja rozumiem, że - zwłaszcza dla mediów - sukces musi mieć imię i nazwisko. Nie mamy nic przeciwko, aby to był Robert Lewandowski. Natomiast co do afery. To nie jest tak, jak niektórzy sugerują, że tam były "pawie" kontra "pawie". Niektórzy złamali kartę reprezentanta, a trener Nawałka zadecyduje, co z tym zrobić. Życie. Nie sądzę, aby pańskie dzieci, gdy dorosną, też we wszystkim i zawsze pana słuchały.
- Przed panem cztery lata w roli prezesa. Jaki ma pan plan na drugą kadencję?
- Chcemy poprawić jakość szkolenia w naszych akademiach, wrócić do tego, co kiedyś było naszą przewagą, czyli przygotowania fizycznego. Lewandowski, Krychowiak, Piszczek, Jędrzejczyk, Glik. 5 lat temu byli wątli, a teraz są superprzygotowani. Czyli można. Chcemy poprawiać sprawność, gibkość naszej młodzieży, bo coś z tym treningiem jest nie tak. Zrobiliśmy testy juniorom. Wielu z nich nie potrafi nawet wykonać skoku tygrysiego! A bez tego nie da się dobrze grać w piłkę. Chcemy zrobić suplement do Narodowego Modelu Gry, zimowy obóz dla zdolnych 13-14-latków. No i w dalszym ciągu podnosić jakość szkolenia trenerów.