Zwierzęca siła "Pudziana"

2009-12-14 5:00

Skatował rywala w 44 sekundy mimo, że był bardzo osłabiony chorobą. - Znowu dopadła mnie grypa w czasie walki miałem 30 stopni gorączki - zdradza "Super Expressowi" Mariusz Pudzianowski (32 l.) - Bałem się , że choróbsko mnie tak załatwi, że nie będę się mógł bić.

- 200 tysięcy złotych za 44 sekundy walki, czyli 4545 zł na sekundę. Szybko sobie z Najmanem poradziłeś...

- No cóż, farta miałem (śmiech).

- Farta to miał Najman, że przeżył walkę. Sędzia chyba uratował mu życie.

- Szczerze mówiąc, zdziwiłem się, że tak późno przerwał pojedynek, bo zszokowany Najman zaczął klepać w matę wcześniej. Jednak arbiter chyba nie zauważył, że się poddaje. Trochę Marcin musiał poczekać na ratunek.

- Spodziewałeś się czegoś więcej po Najmanie?

- Myślałem, że będzie skakał po ringu jak kogucik i trochę mi czasu zajmie zanim go dorwę. Ale obeszło się bez bieganiny. Zacząłem spokojnie, bo wiedziałem, że Najmana może uratować tylko jakiś przypadkowy mocny cios. Choć tak naprawdę po prostu nie miał żadnych szans. Moja taktyka musiała okazać się skuteczna. Dwa, trzy potężne kopy i każdy się położy. Każdy! A potem "wypłata" rękami...

- Przed walką zapowiadałeś, że najpierw zlejesz Najmana, a później wręczysz mu rakietki do badmintona, które "El Testosteron" dał ci podczas konferencji prasowej. Kpił, że tylko do tego się nadajesz...

- Tak, miałem też inne pomysły, jak mu dopiec. Ale później uznałem, że można rywala nie lubić, ale nie wolno go upokarzać. Adamek skakał po narożniku Gołoty, wykrzykując, że jest "number one" i bardzo mi się to nie podobało. Mam taką zasadę: pokora przede wszystkim. A Najmanowi naprawdę należy się szacunek za to, że miał odwagę wyjść ze mną do ringu.

- Rozmawialiście po walce?

- Trochę gadaliśmy. Powiedział mi, że po pierwszym kopniaku, czuł się jakby go ostry prąd kopnął, a potem to już było ratuj się kto może. Po tych kopach sam mam siną nogę, a jego jest pewnie czarna. Nie docenił mnie, myślał, że jestem osiłkiem, którego bez problemu obije. Tacy to może są sztangiści, ale strongmani to sprawni ludzie, dysponujący zwierzęcą siłą. Najman musiał jej ulec.

- Jak świętowałeś zwycięstwo?

- Pół godziny po walce wziąłem antybiotyk, polopirynę i położyłem się do łóżeczka. Przed walką znów dopadła mnie grypa i byłem bardzo osłabiony. Aż musiałem wziąć kroplówkę na wzmocnienie organizmu.

- To aż strach pomyśleć do czego jesteś zdolny w pełni sił. Jakie teraz masz plany? Walka z Pawłem Nastulą?

- Teraz to będę się obijał, od maja nie miałem wolnego, więc należy mi się odpoczynek. Na treningową matę wracam 4 stycznia i cała harówka rusza od nowa. Nastula? Dlaczego nie? To by dopiero był show! Ale myślę, że jeszcze nie teraz. Na pewno jeszcze jedną walkę za 5-6 miesięcy stoczę w Polsce, a następną już za granicą.

- Eksperci wróżą ci wielką karierę w MMA...

- To, co pokazałem w piątek, to był dopiero niewinny początek. Po kolejnych 5 miesiącach treningów dopiero zobaczycie, na co mnie stać. To będzie masakra! Współczuję mojemu następnemu rywalowi.

Najnowsze