Gdyby nie błędy popełniane seryjnie przez Egipcjan, zwycięstwo nie przyszłoby tak łatwo i szybko. Nasi siatkarze zaczęli grę bardzo marną zagrywką i dopiero w miarę upływu czasu zaczęli serwować mocniej i celniej. Wyjątkiem był tu Wlazły, który "petardami" powyżej 120 km/h parę razy przestraszył gości. Równie wolno swoją skuteczność odzyskiwał blok. Jeśli do jakiś elementów nie można zgłosić pretensji, to do obrony (Ignaczak) i skutecznych kontrataków. Ktoś zażartował jednak, że "na poziomie Final Six w Rio w Poznaniu był tylko serwis Wlazłego i zaduch w hali".
Niemniej ta wygrana, niezależnie od wyniku sobotniego, daje naszym pewność występu w finale World League.