„Super Express”: – Za tobą najcięższy sezon klubowy w karierze?
– Dał mi w kość, bo przystąpiłem do niego praktycznie z marszu, bez żadnego okresu przygotowawczego. Trzeba było od razu wejść do drużyny. Na początku kosztował mnie dużo pracy, a na końcu dużo zdrowia.
– Gdzie zagrasz w kolejnym roku?
– Nie wiem czy zostanę w Skrze. Na decyzje przyjdzie czas. Rynek jest wciąż dość „młody”, jeszcze wiele ruchów transferowych przed nami. Można powiedzieć, że czekam na oferty.
– Kierunek zagraniczny wchodzi w grę?
– Wchodzą w grę przede wszystkim dobre kierunki i tyle. Wolę mówić o ofertach, które są podpisane, a nie negocjowane.
– Japonia jest dobrym kierunkiem?
– Na ten moment chciałbym się skoncentrować na tym, by grać na jak najwyższym poziomie sportowym. Tak będę celował z ofertami.
– Fakt, że nie zagrałeś w Japonii, wynikł także z tego, że uznałeś, iż sportowo to nie to?
– To, dlaczego nie zagrałem w Japonii, zostało już wielokrotnie wyjaśnione we wcześniejszych moich wypowiedziach.
– Mówiłeś wtedy o utracie motywacji, wypaleniu, braku głodu gry. Jak to wszystko do ciebie wracało i kiedy poczułeś, że jest dobrze?
– W tym momencie, w którym pojawiłem się na treningu w Bełchatowie i uznałem, że jestem na to gotowy. Później sprawy potoczyły się normalnym tokiem. Poza zmianą pozycji, której nie zakładaliśmy podpisując kontrakt. Tak się to rozwinęło, a czy z korzyścią, czy ze stratą dla Skry, nie mnie oceniać. Mimo że ten sezon był ciężki, wydaje mi się, że bardzo dobrze go przepracowałem.
– Powrót z ataku na przyjęcie był dla ciebie zaskoczeniem?
– Nie zastanawiałem się nad tym, nie myślę za dużo nad swoją pozycją w zespole. Koncentruję się na pracy, którą mi wyznacza trener.
– Jednak kiedy patrzyło się z boku na Skrę, w której Bartek Kurek, jeden z najlepszych siatkarzy świata, jest zaledwie rezerwowym, wyglądało to trochę dziwnie.
– Wszyscy wokół mają swoje zdanie na wiele spraw, które są wewnątrz zespołu, a nie do końca zdają sobie sprawę, co tak naprawdę dzieje się w drużynie. My w środku nie myśleliśmy o tym za dużo, decyzja nie była zaplanowana, po prostu wspólnie podjęliśmy ryzyko.
– Masz niespełna 30 lat, a już niektórzy mogą patrzeć na ciebie jak na weterana kadry...
– Wcześnie zacząłem. Jestem trzecim albo czwartym najstarszym siatkarzem drużyny. To widać, bo tu są zawodnicy, których nie było w orbicie zainteresowań, kiedy 10 lat temu po raz pierwszy przyjechałem do Spały na obóz. To fajne wyzwanie dogadywać się z nowym pokoleniem, ale na pewno nikt nie patrzy tu na mnie z jakimś wyjątkowym respektem. Bez przesady, nie jestem jeszcze na etapie „Gumy”, żeby się zastanawiać czy mówić mi na „pan”. Brakuje mi tylko trochę zwyczaju „chrztu” młodzieży. Sam tego doświadczyłem. Kiedyś była taka tradycja, że fundowali piwo, czemu by do tego nie wrócić? Oczywiście jak trener pozwoli.
– Czym będzie się różnić nowa kadra od poprzedniej?
– Na pewno średnią wieku i paroma nowymi twarzami. Na takie zmiany już przyszedł czas, choć bez wątpienia będzie brakować doświadczonych zawodników, którzy skończyli kariery reprezentacyjne lub sportowe. Czas na innych.
– Wyobrażasz sobie siebie grającego do czterdziestki jak Zagumny czy Murek? Myślisz czasem „ile lat mi jeszcze zostało”?
– To połączenie zdrowia, chęci, motywacji. Przede wszystkim chciałbym sam zdecydować o końcu kariery, a nie by zdecydowało za mnie zdrowie, jak w przypadku Michała Winiarskiego.
– Gdy do kadry siatkarzy przychodził kolejny trener, zawsze pojawiała się nowa motywacja, a potem były sukcesy. Czujesz, że teraz jest podobnie?
– Jest nowy bodziec, na pewno można wyczuć dodatkową mobilizację. To dobrze, że mamy taki impuls do ciężkiej pracy.
– Powrót, także w kadrze, do roli przyjmującego, w której spędziłeś większość kariery, to komfortowa sytuacja?
– Mam nadzieję, że taka będzie. Na pewno czuję się lepiej wracając na starą pozycję niż zaczynając pracę na nowej od zera. Jest łatwiej, ale konkurencja w kadrze jest duża, więc jak zwykle będę musiał udowodnić swoją wartość.
– Czujesz się lepiej na przyjęciu niż w ataku?
– Czuję się dobrze w ataku na przyjęciu (śmiech). Nie mówię, że nigdy nie wrócę do gry w roli atakującego, ale przynajmniej dostałem możliwość sprawdzenia się i wiem już jak to jest.
– Dwa lata spędzone w ataku sprawiły, że jesteś bardziej kompletnym siatkarzem?
– Nie siedziałem na tyłku i nie obijałem się. Ciężko pracowałem, by wywalczyć miejsce w kadrze i pełnić w niej rolę etatowego gracza wyjściowej szóstki. Na pewno jestem lepszym zawodnikiem, mam nadzieję, że teraz będzie to wyglądało równie dobrze.