60-letni Castellani jest doskonale znany w Polsce. Argentyńczyk pojawił się nad Wisłą w 2006 roku i przez trzy sezony pracował w Skrze Bełchatów, zdobywając z nią seryjnie tytuły mistrza Polski i trzecie miejsce w Lidze Mistrzów. Potem wracał jeszcze kilkakrotnie do naszego kraju, by obejmować kluby, m.in. wywalczył wicemistrzostwo z Zaksą. Do ubiegłego sezonu pracował w AZS Olsztyn, teraz prowadzi Fenerbahce Stambuł. Sukcesy klubowe z bełchatowianami otworzyły mu drogę do kadry mężczyzn. Został następcą swego rodaka Raula Lozano w reprezentacji Polski siatkarzy. Jego przygoda trenerska z Biało-Czerwonymi była krótka, ale treściwa. Już w pierwszym roku sensacyjnie zdobył złoty medal mistrzostw Europy 2009, co nigdy wcześniej ani później żadnemu selekcjonerowi się nie udało. Po tym jak w 2010 roku Polacy pod jego wodzą zaliczyli fatalny występ w mistrzostwach świata (miejsce w drugiej dziesiątce), zwolniono go z posady.
Znany trener siatkarzy o wyborze selekcjonera kadry i... słynnej aktorce
Kiedy „SE” zapytał Castellaniego czy rozważa start w konkursie PZPS, tak jak niektórzy byli trenerzy polskiej kadry, np. Andrea Anastasi czy Andrea Gardini, ten odparł krótko: – Nie.
Tak PZPS wybierze trenerów kadry siatkarzy i siatkarek. Znamy szczegóły
Argentyński trener wyjaśnia, że chodzi nie o jego ewentualne chęci, tylko o sposób wyboru. Jego zdaniem w zasadzie... wszystko zostało już zdecydowane.
– Powiem tak, ja nawet byłbym otwarty, ale proszę spojrzeć: przecież najpierw publicznie padły nazwiska faworytów, Nikoli Grbicia i Michała Winiarskiego, a dopiero potem ogłoszono konkurs – tłumaczy nam Castellani. – Czyli tak: niby teoretycznie każdy może spróbować, ale ja jakoś w to nie wierzę.
Nie uwierzycie co Michał Kubiak zrobił na boisku. Japończycy w szoku. "Tata mnie nauczył" [WIDEO]
I dodaje: – Moim zdaniem to wszystko, co się dzieje jasno wskazuje na to, jaką drogą podąży związek. Konkurs, owszem, formalnie się odbędzie, tylko że federacja ma już jasny pomysł na to, kogo naprawdę chce. Teraz poczekają na zgłoszenia, przeprowadzą jakieś rozmowy i dyskusje w trakcie konkursu, bla, bla, bla, ale uważam, że związek już wskazał na to, co naprawdę zamierza zrobić. Padły w publicznej debacie dwa mocne nazwiska i to są faworyci, wokół których to się rozstrzygnie. Czyli niby jest konkurs, ale bardziej na papierze. I żeby wszystko było jasne: uważam kandydatury, które padły, za bardzo dobre. Mówię tylko o samej procedurze, ona w mojej opinii jest spektaklem dla mediów, a nie realistycznym wyborem pretendentów – konkluduje Castellani.