- Bo po co się chwalić?! - mówi Glinka. - To dopiero czwarty miesiąc ciąży. Najważniejsze, by wszystko było w porządku.
- Poznaliście z mężem już płeć dziecka?
- Jeszcze nie. Pod koniec miesiąca powinno być wiadomo. Pod warunkiem oczywiście, że dobrze się ułoży i będzie można stwierdzić, czy to chłopiec czy dziewczynka.
- Imiona już wybrane?
- Jeszcze nie. Chcemy wybrać takie, by było dobre zarówno w Polsce, jak i we Włoszech i Hiszpanii. W przyszłości chcielibyśmy z mężem zamieszkać właśnie w Hiszpanii. W Murcii mamy dom, Roberto tu pracuje. Zakochaliśmy się w tym kraju. To jeszcze nic pewnego, ale tak sobie marzymy.
- Czyli dziecko urodzisz w Hiszpanii.
- Nie. W maju - miesiąc przed porodem - chcę już wrócić do Polski. Urodzę w Warszawie. Tutaj są moi bliscy, mogę liczyć na ich wsparcie, mogę też swobodnie rozmawiać z lekarzami. To bardzo ważne.
- Nie tęsknisz za siatkówką?
- Na razie nie. Nie gram dopiero pięć miesięcy, ale to nie znaczy, że już nie wrócę na parkiet. Chciałabym jeszcze pograć dwa sezony. Już tylko w lidze, bo moja przygoda z reprezentacją skończyła się w Pekinie. Muszę jeszcze zrobić pożegnalną imprezę (śmiech). Ale najważniejszy jest dla mnie poród i dziecko. Reszta w tej chwili schodzi na dalszy plan.
- Zagrałabyś w polskiej lidze?
- W Polsce nie gram od dziesięciu lat, w tym czasie dużo się zmieniło. Poza tym nie miałam sygnałów, że jakiś klub jest mną zainteresowany.
- Twoim marzeniem było otworzenie sklepu z ubraniami o rozmiarach XXL.
- Nadal jest to aktualne. Ale w Hiszpanii, gdzie jest bardzo mało wysokich ludzi, nie miałoby to sensu. Co innego w Polsce. Jednak w dobie kryzysu otwieranie sklepu nie byłoby rozsądnym krokiem. Zresztą teraz mam ważniejsze sprawy na głowie.