Obecny stan rzeczy mogłoby zmienić powstanie organizacji, która w imieniu sportowców zgłaszałaby żądania i rozmawiała z władzami siatkarskimi. – Powinien natychmiast powstać związek zawodowy graczy, który broniłby ich praw – postuluje w rozmowie z „Super Expressem” Krzysztof Ignaczak, wieloletni libero reprezentacji Polski siatkarzy, znający ten sport od podszewki dziś komentator tv, a w swoim czasie także prezes siatkarskiego klubu.
Trener siatkówki molestował podopieczne, wciągnął je w seksualną zabawę przy alkoholu
Siatkarze są bezbronni
– Zawodnicy dzisiaj są bezbronni – podkreśla Ignaczak. – Trzeba patrzeć na to, co robią władze światowe. Myślę także o tym, co robi nasza liga, która próbuje zmieścić w międzynarodowy kalendarz system rozgrywek z szesnastoma drużynami. Dobrze, że jest w ogóle jakaś rozmowa i że chłopaki jasno i głośno zaczynają mówić, że im się to nie podoba.
– Dobrze też, że prezes PZPS Sebastian Świderski reaguje – dodaje Ignaczak – i że FIVB (federacja światowa – red.) wyrzuca niepotrzebne dodatkowe turnieje, takie jak kwalifikacje olimpijskie. My również powinniśmy się zastanowić choćby nad tym, co się dzieje z zawodnikami niegrającymi latem w kadrze, bo oni mają nagle pół roku przerwy i teraz widzimy, że dopadają ich kontuzje. Reprezentanci, owszem, mają głównie przemęczeniowe dolegliwości, ale oni są przynajmniej w rytmie meczowym – zauważa „Igła” i jeszcze raz zwraca uwagę na konieczność założenia organizacji zrzeszającej graczy.
Strajk w lidze?
– No bo w jaki inny sposób siatkarze mogą jakoś przeciwstawić się różnym pomysłom, jeśli nie przez założenie związku zawodowego? – pyta retorycznie.
– To on byłby narzędziem do rozmowy i polemiki z szefami ligi, bo dzisiaj każdy ich olewa – kontynuuje Ignaczak. – A jeśli będzie związek, to siadamy do stołu i rozmawiamy. No bo wyobraźmy sobie teoretycznie, że nagle schodzą z parkietów i zaczynają strajkować. Wtedy szefowie polskiej siatkówki muszą z nimi rozpocząć negocjacje i usiąść do rozmów. Wówczas zaczyna się poszukiwanie właściwych rozwiązań. Obecnie decydenci mogą ich wysłuchać, ale wcale nie muszą. Generalnie jednak podkreślam, że wierzę w dobre intencje władz. A jeśli będzie trzeba, sam mogę służyć radą czy pomocą przy organizowaniu związku – kończy mistrz świata i Europy.