W obecności ponad 12 tysięcy widzów w krakowskiej Tauron Arenie rzeszowianie przez półtora seta mieli mecz pod kontrolą, ale potem faworyt zaczął robić swoje i awansował do meczu o złoto turnieju Final Four. Broniący tytułu Zenit zagra o najważniejsze europejskie trofeum po raz drugi z rzędu, a szósty kolejny raz występuje w finałowej czwórce.
- Z takim zespołem jak Zenit trzeba podejmować maksymalne ryzyko i myśmy to robili. A wtedy popełnia się błędy. Rzeczywiście, przez moment mieliśmy kontrolę na spotkaniem. Potem siła była po stronie Kazania. Przeważyły indywidualności – komentuje Bartosz Kurek, atakujący Resovii.
- Nie poddaliśmy się, możemy schodzić z parkietu z podniesionymi głowami, dumni z tego, co zrobiliśmy. Czegoś zabrakło, ale na pewno nie przestraszyliśmy się przeciwnika już w szatni. To, że walczyliśmy do końca, powinno nas podbudować – mówi Kurek, który nie ma wątpliwości, że Resovia uległa absolutnemu hegemonowi europejskiej siatkówki.
- O tym, czy Zenit jest do ugryzienia, moglibyśmy mówić po ewentualnym zwycięstwie. Tu była porażka, więc to za duże słowo. Zagrali słabszy początek meczu, ale to nadal dominator, który do każdego meczu przystępuje w roli faworyta. Myślę, że to kwestia czasu, by udało się odpowiedniej grupie ludzi pokonać Zenit w ważnym meczu – przewiduje bombardier mistrzów Polski.
W meczu o 3. miejsce na rzeszowian czeka włoski rywal (pokonany z drugiej pary półfinałowej Trentino – Lube). - Nie powiem, że przeciwnik będzie słabszy niż Rosjanie, bo to byłoby nieeleganckie, ale będzie wybaczał więcej niż Zenit – uważa Kurek. - Fajnie byłoby zakończyć turniej zwycięstwem i podziękować kibicom, którzy tak tłumnie przyszli do hali.