„Super Express”: – Po awansie do finału powiedziałeś, że chcesz spędzić miłą majówkę w Weronie...
Łukasz Kaczmarek: – To dla mnie wymarzona majówka, nie zamieniłbym jej nawet na Malediwy. Nie będę co prawda zwiedzał Werony, nie mogę obejrzeć słynnego balkonu Romea i Julii, ale po tym pięknym sezonie mam wielką ochotę wyjechać stamtąd z czymś wielkim. Nie udało nam się wygrać w lidze polskiej, pozostał żal i rozczarowanie, ale jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Pojawiła się po prostu dodatkowa motywacja.
Zaksa musi uważać na swojego byłego siatkarza. Nimir Abdel-Aziz dla „SE”: Potrafię huknąć, ale liczy się skuteczność [WYWIAD]
– Czyli to nie tak, że musicie koniecznie wygrać w Weronie, bo inaczej zostaniecie z niczym po sezonie?
– Nie zgadzam się absolutnie z tymi, którzy tak mówią. Bycia finalistą Ligi Mistrzów i całej naszej drogi do tego nie nazwałbym „niczym”. Stoimy przed wielką szansą. To może być jedna jedyna taka okazja dla wielu z nas. W tym sensie sam awans do finału nas nie zadowala, chcemy walczyć o całą pulę. Pokazaliśmy już, że nie ma w tym sezonie drużyny poza naszym zasięgiem. Po finale w PlusLidze było parę dni wolnego, ładowaliśmy akumulatory, potem przez tydzień normalnie trenowaliśmy. W sobotę wielka uczta.
– Oba zespoły mają coś do udowodnienia po tym jak nie zostały mistrzami swoich krajów?
– Finały rządzą się swoimi prawami, tu się nie myśli o tym, co było wcześniej. Każdy chce wygrać, bo to największe trofeum, jakie można zdobyć w Europie. A to, że ani my, ani Itas nie zostaliśmy mistrzami w swoich ligach, pokazuje jak mocne są rozgrywki krajowe w Polsce i Włoszech, skoro to nie złoci medaliści walczą o tytuł Ligi Mistrzów. Nam zależy, by po wielu latach polska drużyna mogła się cieszyć ze zwycięstwa w najważniejszym klubowym pucharze.
Dwaj polscy siatkarze w drafcie ligi koreańskiej. 1,5 mln złotych do wzięcia
– Prześwietliliście już Trentino na wylot na odprawach taktycznych?
– To drużyna z olbrzymim potencjałem, wielkimi nazwiskami, musimy być przygotowani na wojnę od pierwszej piłki. Doskonale zdajemy sobie sprawę, jaką moc prezentuje Itas w bloku, nie mają w nim słabego punktu, którym zwykle jest rozgrywający. Zdecydowanie blok jest ich wielkim atutem, ale nie z takimi blokami już sobie radziliśmy.
Znamy terminarz meczów towarzyskich reprezentacji siatkarzy i siatkarek
– Da się podczas sobotniego finału tak odciąć od wszystkiego, żeby nie pamiętać o przegranej w finale ligi polskiej?
– Na początku było bardzo ciężko o tym zapomnieć. Cały sezon na krajowym podwórku układał się po naszej myśli, pokonywaliśmy każdego. Porażka na sam koniec w finale musiała więc być rozczarowaniem. Teraz trzeba o tym zapomnieć, każdy się skupia na tym, co przed nami. Jeśli przyjedziemy ze złotem, nikt nie będzie rozpamiętywał PlusLigi.
– Jak będzie wyglądał finał w Weronie? Od pierwszej piłki ostrzał artyleryjski na zagrywce?
– Każdy będzie serwisem ryzykował, to pewne. Na tym poziomie zagrywka jest kluczem do zwycięstw, do wszystkiego, co się dzieje potem na parkiecie. Przy perfekcyjnym przyjęciu obaj rozgrywający światowej klasy, Toniutti i Giannelli, zrobią co chcą, rozprowadzą grę bez problemów.
Zobaczcie jak trener siatkarzy Vital Heynen PO POLSKU zachęca do szczepień [WIDEO]
– W play-off Ligi Mistrzów graliście kapitalne dwumecze z Lube i Zenitem, teraz o wszystkim zadecyduje jedno spotkanie. To cokolwiek zmienia?
– Nie wydaje mi się, by komuś to bardziej pomagało. Inny moment sezonu, inne wyzwanie, inna mobilizacja. Na pewno Trentino mogło już lepiej poznać halę, ale to żadna przewaga. Może gdyby wpuszczano fanów, byłaby nieco inna sytuacja. Nam by to jednak też nie przeszkadzało, przypomnę, że w Kazaniu całkiem nieźle daliśmy sobie radę, mimo obecności głośnych fanów Zenitu.