Obecny prezes Asseco Resovii Rzeszów bardzo przeżył sytuację z 2006 roku. Wówczas, pomimo dobrej postawy na parkiecie, nie otrzymał powołania na mistrzostwa świata od selekcjonera Raula Lozano. Kadra spisała się znakomicie dochodząc do wielkiego finału, w którym co prawda uległa Brazylii, ale i tak przywiozła do kraju bardzo cenny srebrny medal. Po czempionacie w Japonii Ignaczakowi wydawało się, że nie ma już na kolejne sukcesy z zespołem narodowym i pogrążył się w posępnych myślach.
Siatkarz wziął psychotropy w klubie nocnym i został zdyskwalifikowany za doping
- Dziś ze swojego punktu widzenia mogę powiedzieć, że chyba miałem depresję. Nigdy jej nie zdiagnozowałem, nie poszedłem do lekarza, natomiast patrzyłem z boku, jak moi koledzy z boiska wygrywają mecz za mecz pnąc się na turnieju w górę, dla mnie jakby wszystko się skończyło. Poświęciłem dla reprezentacji bardzo dużo do tamtego czasu i uważałem, że powinienem być na tych mistrzostwach i pojechać jako pierwszy libero - opisał Ignaczak.
I dodał: - Jak wygrali ten medal to sobie pomyślałem, że już nie ma szans na kolejne. Pojawił się medal po trzydziestu latach niebytu polskiej reprezentacji i akurat mnie tam nie było. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Z pomocą wyszli trener Castellani oraz moja rodzina.
Na szczęście Ignaczak otrząsnął się po tych trudnych momentach i jeszcze przez długie lata stanowił o sile reprezentacji, zdobywając z nią między innymi złoto mistrzostw świata w 2014 roku.