Polscy siatkarze po raz kolejny dostarczyli mnóstwo radości kibicom. Po zwycięstwie w mistrzostwach Europy na lotnisku przywitały ich tłumy, co przerosło oczekiwania samych zainteresowanych. Wprost opowiedział o tym Jakub Kochanowski, który pięć lat wcześniej przeżył podobne chwile po zdobyciu mistrzostwa świata. Wówczas wchodził do reprezentacji jako 21-letnia sensacja, a tym razem był już jej pełnoprawnym liderem. W dużej mierze jego znakomita gra przyłożyła się do wybitnego wyniku, jakim było 112 punktowych bloków Biało-Czerwonych na ME. Sam Kochanowski zdobył w ten sposób 22 punkty, choć pytanie o zmiany na przestrzeni tych pięciu ostatnich lat okazało się dość skomplikowane.
Jakub Kochanowski po pytaniu o niego samego aż uniósł brew
Kamil Heppen, "Super Express": - Powitanie na lotnisku po mistrzostwie Europy pewnie przerosło wasze oczekiwania?
Jakub Kochanowski: - Te powitania stały się już dla kibiców taką małą tradycją jak wracamy z sukcesami, ale to, co działo się teraz na lotnisku, jak licznie pojawili się kibice, to naprawdę przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
- Przypomniał się 2018 rok i powrót po mistrzostwach świata z Turynu?
- Zgadza się. Entuzjazm kibiców był bardzo podobny, ale wydaje mi się, że tym razem kibiców było jeszcze więcej.
- Wtedy dopiero wchodziłeś do kadry, byłeś jej objawieniem, a teraz na ME byłeś już jednym z liderów. Jak porównałbyś Kubę Kochanowskiego sprzed pięciu lat z tym obecnym?
- To zbyt skomplikowane pytanie, żebym dał radę odpowiedzieć na nie w kilku zdaniach. Na pewno zdaję sobie sprawę, że moja rola w drużynie z roku na rok jest coraz większa. Jestem coraz bardziej doświadczonym zawodnikiem i muszę brać na siebie coraz więcej odpowiedzialności. Absolutnie mi to nie przeszkadza. Jeśli będzie trzeba, wezmę na siebie tyle odpowiedzialności, ile akurat będzie potrzebowała drużyna.
Zdaję sobie sprawę, że moja rola w drużynie z roku na rok jest coraz większa. Jestem coraz bardziej doświadczonym zawodnikiem i muszę brać na siebie coraz więcej odpowiedzialności. Absolutnie mi to nie przeszkadza. Jeśli będzie trzeba, wezmę na siebie tyle odpowiedzialności, ile akurat będzie potrzebowała drużyna.
- Zdobyliście blokiem aż 112 punktów. Czy można powiedzieć, że to ten element był główną siłą polskiej drużyny?
- Zdecydowanie tak, ale nie chciałbym tu wyróżniać kogokolwiek z osobna, bo cała drużyna blokowała bardzo dobrze. Działaliśmy doskonale jako linia bloku, a nie pojedyncze jednostki. Śmiało, bez zawahania, można powiedzieć, że byliśmy najlepiej blokującą drużyną turnieju.
- A czy po powrocie do Polski udało się już znaleźć chwilę na świętowanie? Po finale nie mieliście zbyt dużo czasu.
- Nie mogę powiedzieć (śmiech). Mieliśmy chwilę, żeby razem usiąść i poświętować. Tego czasu naprawdę brakuje. W trakcie sezonu, który trwa często aż sześć miesięcy, to są dwa-trzy wieczory, więc jak już jeden z nich nadejdzie to staramy się świętować i celebrować, bo to też jest ważne. Po okresie bardzo ciężkiej i długiej pracy można się w pewien sposób nagrodzić. Nie tylko forma sportowa i fizyczna jest ważna, ale głowa też jest czynnikiem, który pozwala wygrywać albo sprawia, że się przegrywa, więc o to też trzeba dbać.
- Mówisz o długim sezonie, a przecież koniec ME nie oznacza dla was końca sezonu. Przed wami bardzo trudny turniej w Chinach, który rusza już za dwa tygodnie.
- Na razie jeszcze o tym nie myślimy, bo tak jak mówiłem – fajnie zamknąć każdy etap tego sezonu taką osobną klamrą. Teraz celebrujemy mistrzostwo Europy, a kwalifikacjami olimpijskimi zaczniemy się zajmować na poważnie od czwartku. Wtedy spotykamy się w Spale i ruszamy z ciężką pracą. Mimo że do tej pory wywalczyliśmy już dwa złote medale, to nie będzie miało żadnego znaczenia. Każda z drużyn za te 2-3 tygodnie będzie wyglądała zupełnie inaczej i będzie trzeba od nowa bić się o to, żeby zapewnić sobie udział w tych igrzyskach olimpijskich.
- Na koniec - czy czujecie, że ten wasz sukces jest traktowany jeszcze bardziej wyjątkowo niż zazwyczaj? Wasz triumf zbiegł się w czasie z nie najlepszą dyspozycją piłkarzy i da się odczuć, że kibice bardzo tego potrzebowali.
- Każdy sportowiec – niezależnie od tego czy jest to piłkarz, siatkarz, lekkoatleta, czy reprezentant innej dyscypliny – wychodzi po to, żeby wygrywać i dawać kibicom powody do radości. Faktycznie, przeżywamy teraz dobry okres, a piłkarze mają może sportowy kryzys, ale to jest cały sport. Jestem przekonany, że robią wszystko, żeby wrócić do dobrej dyspozycji i jestem też przekonany, że do niej wrócą. Nie rozdzielałbym nas na siatkarzy, piłkarzy, lekkoatletów. Wszyscy jesteśmy sportowcami, reprezentantami kraju i tak powinniśmy się traktować. Każdy z nas chce przynieść Polsce powód do dumy i wszyscy codziennie dajemy maksa, żeby to zrobić. A jakie ktoś ma aktualnie wyniki to sprawa drugorzędna, bo najważniejszy jest ten maksymalny wysiłek.