Kasia Skowrońska wróciła do sportu

i

Autor: Facebook Po 11. miesiącach od kontuzji kolana Katarzyna Skowrońska-Dolata rozpoczęła przygodę z ligą brazylijską

Katarzyna Skowrońska-Dolata rządzi w Brazylii. „Wreszcie gram na dwóch nogach” [WYWIAD]

2019-01-25 6:00

To się nazywa odrodzenie w wielkim stylu. Katarzyna Skowrońska-Dolata, jedna z najlepszych polskich siatkarek ostatnich lat, robi furorę w lidze brazylijskiej. Długo dochodziła do siebie po operacji więzadeł kolana, ale w tym sezonie znowu demonstruje klasę światową. Atakująca Hinode Barueri regularnie zdobywa ponad 20 punktów w meczu i jest samodzielną liderką wśród najskuteczniejszych zawodniczek Superligi. W rozmowie z „SE” opowiada o mozolnej walce o dojście do sprawności, coraz częstszych myślach o końcu kariery, urokach i niebezpieczeństwach Brazylii oraz o tym, czy myśli o powrocie do reprezentacji Polski.

„Super Express”: – Wygląda na to, że w tym sezonie zostawiła pani za sobą wszystko, co złe i jest w znowu w kapitalnej formie.

– Cieszę się, że tak dobrze mi idzie, zwłaszcza że w ubiegłym sezonie nie grałam dużo i wracałam po poważnej kontuzji. W tym roku kolano mi działa. Kosztowało mnie dużo pracy, by uwolnić głowę od pewnych rzeczy i odbudować mięsień. Nie każdy po podobnym urazie wraca do takiej dyspozycji sportowej. A ja mogę śmiało powiedzieć, że czuję się jak dawniej. Gram swobodnie, nie chronię kolana ani o nim nie myślę, chociaż noga po takim zabiegu nigdy nie będzie taka sama. Jednak nie skupiam się już na nodze, tylko na piłce.

– Po operacji największym problemem sportowca jest psychika?

– U mnie to nie do końca było tak. Moja noga długo nie była taka jak powinna. Miałam za mały i za słaby mięsień, mechanizm stawu nie działał idealnie, blokowała mi się rzepka. To raczej od kolana szedł impuls do głowy, a nie odwrotnie. Walczyłam z tym trochę, ale jak kolano zaczęło działać dobrze, to i głowa funkcjonuje jak trzeba. Nic się nie blokuje ani nie puchnie. W poprzednim sezonie po mocniejszym meczu czy treningu miałam opuchliznę. Teraz nie muszę się już przejmować, gdy rano schodzę sobie po schodkach do kuchni. W minionych rozgrywkach na dobrą sprawę grałam na jednej nodze. W tym roku gram na dwóch.

– Jest pani najskuteczniejszą siatkarką ligi brazylijskiej ze średnią 22 pkt na mecz, to chyba robi tam spore wrażenie?

– Mogę się cieszyć, że mam takie zaufanie w zespole, a rozgrywająca ma we mnie punkt odniesienia i jak jest trudna sytuacja, wysyła do mnie piłki. Staram się skończyć jak najwięcej. W końcu o to chodzi w siatkówce.

– Gdy znowu gra się na takim poziomie, to chce się odsuwać od siebie moment zakończenia kariery?

– Wszyscy mi mówią, że z moim zdrowiem mam przed sobą trzy, cztery lata grania. Jednak po 35. roku życia raczej myśli się już o finiszu. Zawsze sobie obiecywałam, że skończę u szczytu dyspozycji. Wolałabym nie słuchać opinii, że moja gra jest fatalna i to już nie to, co kiedyś. Czekam na moment, w którym będę mogła powiedzieć, że nagrałam się w swoim życiu i mogę ten etap zakończyć. Dojrzewam cały czas do tej decyzji. W czerwcu skończę 36 lat, a jestem atakującą, czyli występuję na pozycji, na której trzeba mocno eksploatować organizm. Dostaję dużo piłek, jestem poddawana sporym obciążeniom. Cieszę się, że w tym wieku mam jeszcze siłę, żeby skoczyć i uderzyć piłkę. Czuję się świetnie fizycznie, ale metryki nie oszukam.

– Spędziła pani wiele lat w wielu krajach. Jaka jest Brazylia?

– Powtarzam sobie: czemu nie przyjechałam tu wcześniej? Cudowni, otwarci ludzie, pyszne jedzenie, dobra pogoda, siatkówka na wysokim poziomie, czyli wszystko, czego potrzebuję do szczęścia. Cieszę się tym, co mnie tu spotyka, nauczyłam się trochę języka, zawarłam przyjaźnie. Zawsze także uwielbiałam Włochy i nic się nie zmienia, bo tam spędziłam najwięcej czasu, poznałam język, do dzisiaj mam tam mieszkanie, no i do Italii jest bliżej z Polski. Nie wyobrażam sobie jednak, bym nie chciała jeszcze wrócić do Brazylii, by odwiedzić przyjaciół.

– Mieszka pani w okolicach Sao Paulo, które nie należy do najbezpieczniejszych miejsc na świecie.

– Unikam niewyraźnych sytuacji. Do faweli się nie wybieram, chociaż przyznaję, że czasem zapuszczam się samochodem zbyt odważnie w miejsca, gdzie nie poleca się jeździć. Bierze górę dusza turystki, ciekawej miejscowej kultury. Ostatnio obejrzałam w Sao Paulo katedrę da Se, a to miejsce, przed którym kręcą się niefajni ludzie, zdarzają się strzelaniny. Wiem, że pewnych rzeczy nie powinnam była robić, czasem ryzykowałam. Tym razem się udało wrócić w całości do domu. Wiadomo, że wieczorem w pewne miejsca się nie chodzi ani nie jeździ autem niektórymi ulicami. A jeśli już jedziesz, to lepiej żwawo i z zamkniętymi szybami, nie wystawiając przez okno rączki z zegarkiem lub pierścionkiem. Mnie się to na szczęście nie zdarzyło, ale do samochodów często podbiegają goście przystawiający pistolet do głowy. Z „zimnym łokciem” więc z zasady tu nie jeżdżę.

– Pożegnała się pani kilka lat temu z reprezentacją. Pojawiały się od tego czasu myśli, by wrócić?

– Nie było mi łatwo zamknąć rozdział pod tytułem reprezentacja. Mam fantastyczne wspomnienia, oddałam kadrze sporo zdrowia i potu, to zawsze pozostanie w serduchu. Na wszystkich przychodzi pora, ja nawet mogłabym dalej grać, ale uznałam, że nadszedł czas nowych twarzy. Dziwnie byłoby blokować komuś miejsce i grać z dziewczynami o tyle młodszymi ode mnie. Ja już nie jestem przyszłością, a taki powinien być kierunek w drużynie narodowej. Dlatego ani ja nie myślałam o powrocie, ani nikt mnie nie próbował przekonywać do zmiany decyzji. Raczej nie dałabym zresztą rady w wakacje zasuwać w reprezentacji, potrzebuję więcej czasu na regenerację po sezonie klubowym. Zamknęłam te drzwi i mentalnie jestem już gdzie indziej.

Najnowsze