„Super Express”: – Miałaś kiedyś 34-punktowy dorobek w Polsce?
Magda Stysiak: – Ojej, ciężkie pytanie, ale chyba nie. Nie przeceniam tego osiągnięcia, bo był tie-break i dostawałam dużo piłek jako atakująca. Udźwignęłam ciężar i wygrałyśmy.
– Szybko zaaklimatyzowałaś się w drużynie, skoro trener wystawia cię ostatnio w pierwszej szóstce?
– Moją konkurentką jest zawodniczka światowej klasy, Holenderka Lonneke Sloetjes. Myślę, że ona będzie pierwszą atakującą, a trener wystawił mnie dlatego, że nie ma jeszcze ułożonego składu i chce sprawdzić wszystkie zawodniczki. Na razie gramy z Lonneke po równo, ale myślę, że im bliżej będą mecze w Lidze Mistrzyń, to wyjaśni się, kto będzie pierwszą atakującą. Mam z nią zresztą świetny kontakt i bardzo mi pomaga.
– W czym na przykład?
– Choćby gdy zwróci mi uwagę, że za wcześnie wyskoczyłam do bloku albo zrobiłam jakiś błąd. Potrzebuję takiej pomocy, bo jestem młoda, wielu rzeczy się uczę i jestem wdzięczna koleżankom za pomoc. Poza boiskiem tez mamy dobry kontakt. Często spotykamy się na kolacji albo gramy w UNO.
– Co to takiego?
– Gra w karty, popularna we Włoszech, można grać w dwie osoby. Potrzebna jest specjalna talia, jest przy tym dużo zabawy, ale i rywalizacji.
– W klubie grasz jako atakująca, a w kadrze na przyjęciu. To problem?
– Nie. To fajne doświadczenie grać na obu pozycjach. Fakt, że ciężko się przestawić z dnia na dzień, ale ja tutaj również trenuję przyjęcie. Wykonuję wszystkie ćwiczenia dla przyjmujących, mam dodatkowy trening, właśnie po to, by być gotową, gdy wrócę na kadrę. Zdaję sobie sprawę, że jest konieczność, bym grała w reprezentacji na przyjęciu, ale ustaliliśmy z trenerem klubowym, że w styczniu po turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk porozmawiamy, na jakiej pozycji widzi moją przyszłość.
– Różnica między ligą włoską i polską?
– Tutaj są inaczej skonstruowane treningi i odbywają się pod dużą presją. Jeśli trenuję z zawodniczkami światowej klasy, to zawsze muszę dać z siebie maksimum. Później to wychodzi na boisku.
– Jesteś szczęśliwa we Włoszech?
– Decyzja o wyjeździe była najlepszą z możliwych. Jestem szczęśliwa pod względem sportowym i prywatnym, choć czasu dla siebie nie mam za dużo. Akurat wczoraj odwiedzili mnie rodzice. Zaprosiłam ich na kolację do restauracji, tuż przy słynnej katedrze we Florencji i było co podziwiać.