„SE”: - Dwa lata temu Polki zakończyły ME na 11. miejscu, teraz weszły do ósemki, ale pozostały poza strefą medalową. Postęp?
Andrzej Niemczyk: - Wynik w mistrzostwach jest negatywny. Wszystkie mecze były do wygrania, gdyby dziewczyny złapały formę. Tymczasem tylko chwilami pokazywały potencjał, po czym wszystko się sypało, brakowało stabilności i powtarzalności. Typowy objaw złego przygotowania do imprezy.
- To wina trenera Jacka Nawrockiego?
- To wina jego małego doświadczenia w pracy z kobietami. Wystarczy spojrzeć na Giovanniego Guidettiego, który zaczynał z Holandią mniej więcej w tym samym czasie co Nawrocki z Polkami, a zrobił z niej świetną, stabilną ekipę. Tymczasem u nas jeszcze w trakcie turnieju szuka się podstawowej szóstki, to jakaś dziecinada. Co robiono w trakcie przygotowań, skoro dochodziło do takiej sytuacji? Były problemy z wyborem właściwych zawodniczek, także w konkretnych meczach. Jeśli Werblińska jest podatna na kontuzję, to może nie powinno się na nią stawiać. Jeśli Kaczorowska nic nie wnosi, to nie trzyma się jej na boisku. Miesza się składem jak pomidorową z ryżem, a dziewczyny są bez formy.
Zobacz: ME siatkarek: Półfinał nie dla Polek. Holenderki ponownie za mocne
- Katarzyna Skowrońska też? W końcu była najjaśniejszym punktem drużyny.
- Kaśka męczyła się w ataku, miała problemy ze sforsowaniem bloku i ciężkie nogi. Co by było, gdyby zespół był zgrany i optymalnie przygotowany pod względem fizycznym, możemy sobie tylko dopowiedzieć.
- To nie brzmi optymistycznie przez styczniowymi kwalifikacjami olimpijskimi.
- Pozostaje wierzyć w cuda. Ja się nie łudzę, że za dotknięciem czarodziejskiej różdżki coś się zmieni, tym bardziej że sztab będzie miał o wiele mniej czasu na przygotowania niż miał teraz. A i tak nie dał rady wykorzystać w pełni możliwości dziewczyn.