W ataku od pierwszej minuty grał Dawid Konarski, który skończył spotkanie z 17-punktowym dorobkiem. Jak powiedział po zejściu z boiska, nie było to widowisko wybitne, ale trudno się było spodziewać czegoś innego. – To było nasze pierwsze spotkanie od dosyć dawna. Mieliśmy same treningi, nie oczekiwałem, że zagramy superrewelacyjnie. Nie było fajerwerków, a Estończycy strasznie ryzykowali na zagrywce i wysokiej piłce. Mieliśmy wielką liczbę blok-autów, podczas gdy przecież blok jest zwykle nasza mocną stroną. Czego nie dotknęli, to piłka wylatywała po bloku w aut. Ten element poprawimy w następnych meczach – zapewnia „Konar”, który ma pozytywne odczucia po rozpoczęciu mistrzostw Europy.
– Pierwszy mecz, pierwszy na tej hali, do tego wygrany, to wystarczy na początek. Nie spodziewałem się, że wygramy 3:0 i do dziesięciu w setach, bo Estończycy mają paru zawodników, którzy potrafią grać. Ryzykowali serwisem, narobili nam szkody, w drugim secie to im się opłaciło. Dobrze, że choć gra nie była rewelacyjna, to weszliśmy nieźle w turniej. Przypomnę, że to był pierwszy nasz mecz od zawodów w Gdańsku. Dobrze, że w sobotę mamy dzień wolny, a potem staniemy naprzeciwko Holendrów przy komplecie publiczności. Powinniśmy grać już zdecydowanie lepiej – zapowiada Konarski przed niedzielną potyczką z gospodarzami (godz. 16.00).
Polacy mają grać najlepiej w miarę trwania turnieju, takie jest założenie trenera Vitala Heynena, który uważa, że nawet ewentualne straty w fazie grupowej nie będą miały większego znaczenia, bo przecież awans do 1/8 finału i tak jest pewny. – Taki jest plan, a do 29 września, kiedy wypada termin finałowego meczu, jeszcze trochę zostało. Pomalutku, z meczu na mecz powinno być coraz lepiej – potwierdza nasz atakujący.