- Pierwsza myśl po pokonaniu Niemców?
- Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że sprawiliśmy prezent sobie, a także wspaniałym kibicom, których tylu przyszło do hali. Uradowaliśmy samych siebie, jesteśmy szczęśliwi, że zagramy w kwalifikacjach światowych w Japonii.
- Zanim zagraliście z Niemcami, musieliście walczyć w półfinale z Francją i nie udało się.
- Chcieliśmy wygrać cały turniej, ale Francja grała za dobrze. To nie ma teraz znaczenia, liczy się to, że mamy szansę zakwalifikować się do Rio i na pewno ją wykorzystamy.
- Z Niemcami grało się wam bardzo ciężko, zupełnie inaczej niż z Francuzami. Skąd ta różnica?
- W pierwszym secie chyba myśleliśmy jeszcze za bardzo o poprzednim meczu. To się tylko łatwo mówi „zresetować głowę” i cha cha cha, ale tak nie jest. Te spotkania, które grałeś dzień wcześniej, zostają w świadomości. Choćby w myślach, że jest jednak szansa, że nie pojedziesz na igrzyska. To dodatkowa presja, którą sami sobie stworzyliśmy. Ale ostatecznie daliśmy radę. Jestem szczęśliwy, że mogę być kapitanem zespołu, który walczy do końca.
- Wygraliście właśnie dlatego, że byliście zespołem do ostatniej piłki?
- Tak było. Jak jednemu nie szło, drugi przejmował inicjatywę i każdy z nas dołożył cegiełkę do sukcesu. To jest tez ważne dla chłopaków wchodzących z ławki. Czują, że uczestniczyli w tym turnieju i coś znaczyli.
- Czy mecz wygrany po takim dramacie scali dodatkowo waszą drużynę?
- Mam nadzieję, że tak będzie. Zagraliśmy przede wszystkim dla siebie. Mówiliśmy tu wiele o braku szczęścia, o uciekającym nam farcie. Dzisiaj szczęście się do nas uśmiechnęło. Dziękujemy bardzo.
- Po niepomyślnym ubiegłorocznym Pucharze Świata w maju pojedziecie znowu do Japonii, żeby ostatecznie przypieczętować awans olimpijski.
- Każdy z nas lubi sushi, ale na sushi tam nie jedziemy, bo ta potrawa jest dobra także w Polsce. My tam jedziemy zakwalifikować się na igrzyska.