Biało-czerwoni jak burza idą przez bułgarsko-włoski turniej, a w półfinale po kapitalnym widowisku pokonali Amerykanów 3:2. Z Amerykanami grało nam się od lat wyjątkowo ciężko. W ostatnim czteroleciu rozegraliśmy 11 spotkań w najważniejszych imprezach międzynarodowych i odnieśliśmy w nich zaledwie 2 zwycięstwa. Poprzednia wygrana miała miejsce trzy lata temu na Pucharze Świata w Japonii. A jednak w sobotę Polacy wspięli się na wyżyny swoich umiejętności i ograli faworyzowanych rywali. Świetnie serwował Drzyzga, kapitalnie działał blok, dzięki czemu pierwszego seta wygraliśmy do 22.
W drugiej partii było nam już o niebo trudniej, rozgorzała prawdziwa wojna na serwisy i atomowe zbicia. Trzypunktowe prowadzenie USA to było mało, bo nasi szybko wrócili do swojej gry opartej na czujnym bloku. Częściej też graliśmy środkiem. Po kolejnym autowym ataku Matta Andersona w tym secie wygrywaliśmy 16:14. Ale potem zaczął się artyleryjski ostrzał Polaków serwisami przez Aarona Russella i jego kolegów. Poza tym skaczący jak kangur Sander był bezbłędny w ataku (7 na 7!). Te dwa elementy zadecydowały, że wyraźnie straciliśmy impet i druga odsłona padła łupem Jankesów (25:20). Gra w kolejnej części była równa, dopóki potrafiliśmy przyjmować zagrywki. Kiedy jednak w polu serwisowym pojawił się Anderson, zaczął strzelać jak w westernie. Niemogący sobie dać rady w odbiorze Artur Szalpuk został zmieniony przez Aleksandra Śliwkę, gdy na tablicy widniał wynik 12:9 dla USA. Potem nie było wcale lepiej, znowu trzy punkty po stronie rywali i 15:9 dla nich. Przewaga wydawała się duża, ale nasi walczyli jak od pierwszego gwizdka. As serwisowy Kuby Kochanowskiego zbliżył nas na dwa oczka (15:17), a blok Kurka na jedno (17:18). Do końca trwała wymiana ciosów, nas w grze utrzymywał niezmordowany Kurek. Niestety, przy piłce setowej dla Amerykanów nasz bombardier pomylił się i wpakował piłkę w aut.
Trzeba było w tym momencie pokazać charakter, bo rywali od finału dzielił jeden set. Wiadomo było, że akurat tego naszym siatkarzom nie zabraknie. Naprawdę, tyle serca nie włożyli jeszcze w żaden mecz na tym mundialu. Nikt nie pękał, nie było straconych piłek, a Kurek pewnie prowadził nasz atak. Amerykanie zawiedli kilka razy w przyjęciu i było już 10:6. Złapali oddech, ale nada punkt, dwa więcej mieli Biało-Czerwoni. Na 20:17 wyprowadziło nas obicie bloku przez Kurka, a za chwilę było już 21:17, gdy znowu nasz atakujący skończył atak. Fenomenalna końcówka, gdy blok łapał nam niemal wszystko, a Kurek wzniósł się na nieosiągalny poziom, pozwoliła doprowadzić do tie-breaka! Uff, trudno to było oglądać na spokojnie. Piąty set przyniósł mnóstwo emocji, a zaczął się od prowadzenia 4:1 Polaków po kapitalnym bloku Kurka. Za chwilę było nawet 6:1!!! Seria kosmicznych bloków naszych chłopaków i wygraliśmy tie-breaka do 11! Przy takiej grze jak w sobotę, Brazylia już musi się zacząć nas bać.
Mecz finałowy zostanie rozegrany w niedzielę 30 września. Początek finału Polska - Brazylia o godzinie 21.15. Transmisja niedzielnego finału w TVP 1, TVP Sport, na sport.tvp.pl i w aplikacji.