Na początku listopada kadrą siatkarek wstrząsnęła ogromna afera. Początkowo "Gazeta Wyborcza" informowała, że głównym jej powodem jest faworyzowanie Magdaleny Stysiak i Marii Stenzel. Zawodniczki miały być otaczane specjalną opieką, co nie podoba się innym reprezentantkom do tego stopnia, że te miały zażądać zwolnienia sztabu szkoleniowego.
Niedługo po publikacji artykułu reprezentantki wydały oświadczenie, w którym potwierdziły część zarzutów, a niektóre zdementowały. Potwierdziły, że kontakt z trenerem Nawrockim nie był najlepszy, a szkoleniowiec niekiedy bagatelizował stan zdrowia zawodniczek. Reprezentantki skarżyły się również na brak reakcji ze strony PZPS. Obecnie wydaje się, że pożar w kadrze został ugaszony. Jednak nie do końca.
Na początku grudnia selekcjoner reprezentacji wysłał powołania na zbliżający się turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich. Na liście nie znalazło się kilka siatkarek, które wcześniej uważane były za trzon kadry. Powołania nie dostała m.in. Martyna Grajber. Siatkarka Grupy Azoty Chemika Police nie ukrywa rozczarowania i rozgoryczenia z tego powodu.
- To jest turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich. Moim zdaniem powinny jechać tam dziewczyny, które są w najlepszej dyspozycji w danym momencie, które mają doświadczenie i które ciężko na to pracowały - powiedziała przyjmująca na łamach portalu sportowefakty.wp.pl. - Jestem bardzo rozgoryczona, że tego powołania nie dostałam. Nie uważam, że powinnam być poza tą dwudziestką czwórką, która została zaproszona. Nie czuję się też w gorszej dyspozycji. To jest duży cios w moją stronę, że nie zostałam powołana - dodała. Turniej odbędzie się na początku stycznia, a w jego pierwszej fazie Polki zmierzą się z Bułgarią, Holandią i Azerbejdżanem.
Polecany artykuł: