Siatkówka, Zaksa Kędzierzyn, Nikola Grbić, trener

i

Autor: CEV Wzruszenie trenera Zaksy Nikoli Grbicia po zwycięstwie w finale Ligi Mistrzów

Nikola Grbić wyjaśnia "Super Expressowi" dlaczego odchodzi z Zaksy Kędzierzyn. "Wiem, że nie wszyscy rozumieją" [WYWIAD]

2021-05-18 11:30

Ta decyzja od pewnego czasu wisiała nad klubem, siatkarzami i kibicami Zaksy Kędzierzyn. Trener Nikola Grbić, który w drugim sezonie pracy doprowadził zespół z Opolszczyzny do największego sukcesu polskiego klubu siatkarskiego od ponad czterech dekad – zwycięstwa w Lidze Mistrzów, żegna się z Polską. Od nowego sezonu poprowadzi włoską Perugię. Serb postanowił rozwiązać kontrakt z Zaksą, który przedłużał w grudniu ubiegłego roku, wybrał kierunek włoski i jak podkreśla, zrobił to wyłącznie z przyczyn rodzinnych. W obszernym wywiadzie dla „Super Expressu” Nikola Grbić wyjaśnia motywy swojego kroku i to, co nim kierowało przy takim a nie innym wyborze.

– Co skłoniło pana do opuszczenia Zaksy?

– Kiedy w grudniu przedłużałem kontrakt w Kędzierzynie, nie było wtedy na stole żadnej innej oferty. To był środek sezonu, było po prostu za wcześnie na tego typu propozycje. Razem z prezesem Świderskim uznaliśmy, że trzeba wykonać krok naprzód. Jak pamiętamy, to wtedy rynek graczy na następny sezon zaczął się otwierać, Rzeszów rozpoczął kupowanie siatkarzy. W tym momencie wiedzieliśmy, że tracimy kilku zawodników. Nasz pomysł polegał na tym, żeby poprzez podpisanie ze mną nowej umowy skłonić zawodników do nieopuszczania klubu i zachowania w ten sposób możliwie najsilniejszej drużyny. Potem zaczęliśmy grać świetnie w Lidze Mistrzów, odprawiliśmy Lube i Zenit, a wtedy zawsze można się spodziewać zainteresowania ze strony mocnych klubów. Otrzymałem telefon z Perugii. Kiedy zacząłem rozważać wszystkie argumenty za i przeciw, okazało się, że najlepszym rozwiązaniem dla mnie i mojej rodziny będzie wyjazd do Włoch. To powód numer jeden, a nie to, że będę pracował w bardzo silnej drużynie, nie to, że jadę do Italii, którą znam doskonale, wreszcie nie pieniądze. Prezes Zaksy robił wszystko, żeby mnie zatrzymać, nic więcej nie mógł zrobić. Nie chodziło o to, że potrzebuję nowej motywacji, czy więcej pieniędzy, ten wybór jest czysto osobisty, rodzinny. Gdyby zgłosił się do mnie jakikolwiek inny klub, to nie zdecydowałbym się. W Perugii zaczynałem, byłem tam trzy lata, mam mnóstwo znajomych. To powrót na stare śmiecie, chociaż nie ukrywam, że sama decyzja była niezwykle trudna. Myślałem nad nią ze trzy tygodnie, tym bardziej że moje doświadczenie z Kędzierzyna jest wspaniałe, najlepsze, jakie miałem w karierze trenerskiej. Czułem się w Zaksie świetnie i mam nadzieję, że pewnego dnia powrócę.

Ostatnia akcja finału Ligi Mistrzów siatkarzy Zaksa - Itas

Transferowy hit w PlusLidze! Dusan Petkovic zagra w Warszawie

– Kiedy podjął pan ostateczną decyzję o odejściu?

– To był raczej proces, nie mogę podać konkretnej daty. Razem z żoną dwa czy trzy tygodnie omawialiśmy sytuację, ale nie rozpocząłem wtedy żadnych negocjacji z Perugią, bo jak się zaczyna rozmowy o umowie, klub może wyłożyć karty na stół, zgodzić się wszystko i wtedy już nie możesz się wycofać. Chciałem być pewien, że podejmuję właściwą decyzję, najpierw na poziomie rodzinnym. Dopiero w tym momencie mogłem przystąpić do rozmów, które zawsze oczywiście mogą się udać lub nie. Na pewno nie było tak, że Perugia się zgłosiła, a ja natychmiast się zgodziłem.

– Czekał pan z decyzją do finału Ligi Mistrzów? Wtedy w Weronie widział się pan z prezesem Perugii.

– Już przed finałem pewne rzeczy były uzgodnione. Jednak absolutnie nie chciałem, by te sprawy zaprzątały czyjąkolwiek uwagę w tak ważnej chwili. Zależało mi wyłącznie na pełnej koncentracji i walce o zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Nie chciałem, żeby w głowach graczy siedziały moje sprawy kontraktowe i odciągały ich od tego, co ważne. Czekałem więc z zakończeniem rozgrywek na ostateczne kroki, chociaż to prawda, że większość warunków była już wtedy ustalona. Nie chciałem też siatkarzom ogłaszać swojego odejścia wcześniej, to nie byłoby dobre, gdyby ten temat pojawił się między nami lub w ogóle na pierwszym miejscu. Dzień po wygranej w Weronie mieliśmy kolację ze sponsorem. To wtedy oficjalnie powiedziałem zawodnikom, że żegnam się z Zaksą. Nie chciałem, by dowiadywali się z mediów. Wyjaśniłem powody, na pewno było pewne rozczarowanie po ich stronie, ale sądzę, że zrozumieli przyczyny, dla których do tego doszło.

Vital Heynen wyjaśnia swoje wybory w kadrze. "Nie byli zadowoleni, ale nie chcieli mnie bić"

– Czy po zdobyciu głównego trofeum w Lidze Mistrzów nie żałował pan swojej decyzji?

– Nikt mi nie przystawił pistoletu do skroni, to było w pełni moje postanowienie i czuję się dzięki temu lepiej. Odchodzę z poczuciem większego spokoju. Gdybyśmy przegrali w finale Ligi Mistrzów, wówczas byłoby inaczej. Być może odebrano by to jako ucieczkę. Skoro jednak razem stworzyliśmy historię, weszliśmy na szczyt i ja żegnam się w takich okolicznościach, daje mi to spokój ducha. Ale oczywiście nie ma mowy o tym, by opuszczenie klubu, w którym spędziłem tak kapitalne dwa lata, było łatwe. Szczególnie po rewelacyjnym sezonie dla wielu graczy, nie tylko tych wchodzących w wielką siatkówkę jak Semeniuk, ale i gwiazd pokroju Toniuttiego i Zatorskiego. Pożegnanie z takimi ludźmi to naprawdę niełatwa chwila.

Siatkówka, Zaksa Kędzierzyn, Liga Mistrzów, drużyna, finał, siatkarze, nagroda

i

Autor: CEV Triumfatorzy siatkarskiej Ligi Mistrzów 2021

Jego talent wystrzelił jak z katapulty, ale Kamil Semeniuk twardo stąpa po ziemi. „Nie cwaniakuję” [WYWIAD, WIDEO]

– W grudniu 2020 przedłużył pan kontrakt z Zaksą, a teraz się z tego wycofuje. Nie wszyscy będą w stanie to zrozumieć.

– Od początku spodziewałem się, że spotkam się z krytyką mojej decyzji. To był także problem, nad którym długo myślałem. Ja też uważam, że umów należy dotrzymywać. Jednak w życiu zawodowym, nie tylko sportowców i trenerów, wielokrotnie zdarza się, że na horyzoncie pojawia się inna okazja, z gatunku tych, które, jeśli się nie skorzysta, to uciekną. W momencie podpisania umowy z Zaksą nie miałem opcji wyboru Perugii. Wiem, że krytyków nie zabraknie, mogę tylko powiedzieć, że jeśli w ogóle z jakiegoś powodu miałbym kiedykolwiek nie dotrzymać słowa lub zerwać kontrakt, to zrobiłbym to jedynie właśnie ze względu na moją rodzinę. Poza tym dla mnie liczy się przede wszystkim fakt, że ludzie, z którymi pracowałem przez dwa sezony, zrozumieli i zaakceptowali to, co zrobiłem. Rozumiem też tych, którym mój krok kompletnie się nie podoba, ale obstaję przy swoim postanowieniu.

– Po raz pierwszy w karierze sportowej zrywa pan już podpisaną umowę?

– Tak. Kiedy przychodziłem do Kędzierzyna, byłem akurat po utracie pracy w Weronie. Ale to oczywiście co innego, wówczas to klub mi podziękował i rozwiązał kontrakt. Teraz to ja nie zostaję w klubie, który mnie chce. Zwykle jest odwrotnie.

– Wspomniał pan o sytuacji z grudnia, gdy przedłużaliście umowę z prezesem Świderskim i że to była taka zagrywka, by pokazać graczom, iż warto zostać w Kędzierzynie. To się jednak nie udało, wiemy przecież, że kilku kluczowych zawodników nie będzie w przyszłym sezonie. To też był czynnik, który miał wpływ na pana pożegnanie z Zaksą?

– Absolutnie nie. Jak podkreślałem już, nie odchodzę dlatego, że będę pracował w zespole z wielkimi gwiazdami i za wyższą gażę. Ja nie twierdzę oczywiście, że te rzeczy nie są ważne w trenerskiej pracy. Gdyby zadzwoniło do mnie z propozycją Cuneo, w którym spędziłem 7 lat, ale gra teraz w drugiej lidze, to przecież byłaby zupełnie inna sytuacja. Ambicje sportowe, walka o tytuły w Europie to jest oczywiście bodziec do pracy w konkretnym miejscu. Ale te rzeczy miałem przecież także w Kędzierzynie. Poza tym, razem z prezesem Świderskim tworzylibyśmy nowy zespół, ja bym wskazywał graczy i ja bym odpowiadał za drużynę. Staralibyśmy się wybrać takich, którzy nie odbiegaliby poziomem od dotychczasowych zawodników Zaksy. Nie mógłbym więc powiedzieć: nie wzięli tych, których chcę, team jest słaby, odchodzę. Albo: nie mam szans na powtórzenie sukcesu z tego roku, więc mnie to nie interesuje, idę stąd. To przecież kompletnie nie o to chodziło. Jako trener mam zrobić wszystko, co potrafię z zespołem, który prowadzę. Inne zespoły też się zmienią w kolejnym sezonie. Tylko rodzinne powody skłoniły mnie do tego kroku. Mogę powiedzieć, że gdybym został w Kędzierzynie, moja rodzina miała w przyszłym sezonie przebywać w Serbii. Bylibyśmy rozdzieleni. W Polsce mieszkałem w Katowicach i codziennie dwie godziny spędzałem w podróży do i z Kędzierzyna. Moje dzieci chodziły do międzynarodowej szkoły w Katowicach. Tylko w ten sposób mogliśmy być razem. Proszę sobie wyobrazić codzienne dojazdy, to że żona nie miała się z kim napić kawy, a dzieciaki siedziały głównie w domu. Zdecydowaliśmy się więc, że oni pojadą do Serbii, a ja zostanę w Polsce. Potem sytuacja się zmieniła i pojawiła się okazja, by być razem we Włoszech. Propozycja z Perugii to było rozwiązanie naszych problemów z byciem stale ze sobą. To zadecydowało.

Atakujący Zaksy Łukasz Kaczmarek o walce o miejsce na igrzyska: „Czy moje szanse wzrosły? Na pewno nie zmalały”

– Kolejny etap pańskiej kariery wypadnie więc z pełnym gwiazd siatkówki zespole z Perugii. To będzie trudniejsze wyzwanie niż w Zaksie?

– W Zaksie wszystko działało jak dobrze naoliwiona maszynka, to była w sumie łatwa robota. We Włoszech oczywiście spotkam parę znajomych twarzy, ale tam zadanie będzie o wiele cięższe. Także ze względu na presję wyniku i stres towarzyszący oczekiwaniom. Mam już jednak sporo trenerskiego doświadczenia i przecież nie pierwszy raz będę pracował w klubie, który oczekuje rezultatów w niezwykle konkurencyjnej rywalizacji.

Zaksa świętuje po amerykańsku

i

Autor: Rafał Rusek/Pressfocus

– Nie ma pan obaw przed współpracą z prezesem klubu, który potrafi wyrzucić trenera w środku finału ligi?

– Powiedzmy sobie szczerze, to normalne, że szefowie klubów podejmują czasami brutalne decyzje. Czy dla przykładu selekcjoner reprezentacji Polski nie pracuje stale pod podobnym ciśnieniem? Federacja polska też chce wyników, a najlepiej przekonał się o tym Fefe De Giorgi, który szybko stracił pracę w waszej kadrze. Taka jest ta robota, trzeba to zaakceptować. We Włoszech też brak wyników oznacza, że za chwilę możesz wylecieć. W jednym miejscu stanie się to szybciej, w innym później. Piacenza wyrzuciła Andreę Gardiniego po dwóch meczach. Byłem tam wiele lat, wiem jak to funkcjonuje. Poza tym jestem już innym człowiekiem niż parę lat wcześniej.

– Załóżmy, że Perugia zagra z Zaksą w kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Jakie myśli będą panu wtedy chodzić po głowie?

– Takie same jak kiedy grałem przeciwko Trento (były klub Grbicia jako zawodnika – red.) w Weronie. Oczywiście, nie zapomnę wszystkich pięknych wspomnień i wzruszeń z ludźmi z Kędzierzyna, ale będę wtedy prowadził inną drużynę i walczył o jej zwycięstwo. I powiem szczerze, że liczę na to spotkanie, choćby po to, by zobaczyć przyjaciół z Zaksy. Ale pod względem emocjonalnym to na pewno nie będzie łatwe.

Najnowsze