Łukasz Kaczmarek w ostatnich tygodniach udowodnił, że jest jednym z wiodących polskich siatkarzy. Nie dość, że w zespole Zaksy Kędzierzyn-Koźle rozegrał fenomenalny sezon i to przy jego udziale wicemistrzowie Polski zdobyli złoty medal Ligi Mistrzów, to w dodatku doskonale radził sobie w biało-czerwonej ekipie. Dlatego też zaskoczeniem nie było jego powołanie na igrzyska w Tokio.
Vital Heynen stremowany przed swoim pierwszym razem. Nigdy wcześniej tego nie robił
Nagła nieobecność Kaczmarka. Poważne problemy zdrowotne
Reprezentant Polski nie ukrywał radości z faktu, że znalazł się w kadrze olimpijskiej, czego wyraz dawał w kilku wywiadach. Zwłaszcza, że jeszcze kilkanaście miesięcy temu jego kariera zawisła na włosku. Wszystko przez poważne problemy zdrowotne. Kaczmarek nagle zniknął z parkietów i w pierwszych momentach nie wiadomo było, z jakich powodów.
Dopiero później okazało się, że siatkarz borykał się z zapaleniem mięśnia sercowego. - Moja kariera stanęła na włosku po tym jak otrzymałem diagnozę o zapaleniu mięśnia sercowego. Trafiłem do szpitala, przez pierwsze dni czekałem w nerwach na kluczowe badanie rezonansowe - powiedział atakujący w rozmowie z "Super Expressem".
Kariera Kaczmarka zawisła na włosku. To mógł być koniec
Co gorsza, przez pewien moment nad Kaczmarkiem zawisło widmo przedwczesnego zakończenia kariery. - Lekarze uprzedzali, że od stopnia zaawansowania choroby zależy czy będę mógł kiedykolwiek uprawiać siatkówkę - wyjawił triumfator Ligi Mistrzów z Zaksą Kędzierzyn-Koźle.
Na szczęście Kaczmarek szybko trafił w ręce specjalistów. - Okazało się, że schorzenie wykryto we wczesnej fazie i po trzech miesiącach odpoczynku dostałem zielone światło. Szczęście w nieszczęściu, że szybko otrzymałem lekarską pomoc, bo potem usłyszałem, że gdybym potrenował dzień, dwa dłużej w tym stanie, mogło to się skończyć tragicznie - wyjaśnił Kaczmarek. Najważniejsze dla siatkarza i polskich kibiców jest to, że atakujący jest w pełni zdrowia i może być ważnym ogniwem polskiej kadry podczas igrzysk.