Maria Stenzel od kilku sezonów jest jedną z czołowych polskich libero. Siatkarka regularnie dostawała powołania do reprezentacji Polski i niemal pewne było, że jest jedną z kandydatek do wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Paryżu. Wszystko nieomal runęło jak domek z kart, bo w pierwszych dniach zgrupowania reprezentacji Stenzel doznała ataku wyrostka robaczkowego. 25-latka trafiła do szpitala, gdzie zaopiekowali się nią lekarze. Problemy zdrowotne nie pozwoliły jednak Stenzel na szybki powrót do gry i wydawało się, że przepadnie jej szansa na udział w igrzyskach.
Koszmar Marii Stenzel. Opowiedziała o dramatycznych tygodniach
Ostatecznie Stefano Lavarini znalazł dla niej miejsce w trzynastoosobowej kadrze i libero weźmie udział w największej imprezie czterolecia. Stenzel w rozmowie z portalem Interia.pl przyznała jednak, że ostatnie tygodnie były dla niej niebywale trudne. - Kiedy byłam już w szpitalu, stres był bardzo duży, ponieważ to była moja pierwsza przygoda z takim otoczeniem. Było mi bardzo przykro, czułam niepokój - nie o Ligę Narodów, a o igrzyska olimpijskie. O to, czy uda mi się wrócić - przyznała siatkarka.
- Cały czas konsultowałam się z lekarzami, którzy nie dawali mi pewności, że się uda, że wyjdę z tego. Miałam momenty zwątpienia, niepokój. To normalne. Przez cały ten okres patrzyłam jednak w przyszłość pozytywnie - wyjaśniła. - Jednak moja sytuacja to była non stop walka ze sobą i z czasem. Ten zabieg to nie była zwykła kontuzja. Miałam duże wsparcie ze strony dziewczyn i bliskich. Myślę, że udało mi się dojść do takiej formy, że już jest wszystko w porządku - opowiedziała Stenzel.