Liga Narodów, kwalifikacje olimpijskie, mistrzostwa Europy i Puchar Świata. Wszystkie te imprezy miały miejsce w jednym roku. Co więcej, odbyły się na przestrzeni zaledwie kilku miesięcy. Tak "upchanego" kalendarza reprezentacyjnego nie było chyba nigdy i oby nigdy więcej się powtórzył. Przede wszystkim ze względu na zdrowie zawodników, którzy narażeni są na duże obciążenia.
Ostatnim z nich jest Puchar Świata, który rozpoczął się na początku października, a swój finał będzie miał we wtorek. To jeden z najbardziej wyczerpujących turniejów, bo w kilkanaście dni trzeba rozegrać jedenaście spotkań, a w dodatku przenieść się do odległej Japonii. W tym roku było to o tyle utrudnione, że rozgrywki ruszały zaledwie parę dni po decydujących meczach mistrzostw Europy.
W rozmowie z portalem sport.pl Mateusz Bieniek przyznał, że ciężki sezon daje się im we znaki. - To był bardzo długi sezon. Zaczęliśmy go w maju, a skończymy go dopiero w połowie października. Każdy czuje trudy tych ostatnich miesięcy. Tym bardziej doceńmy to, że ten czas kończymy bez poważnych kontuzji - stwierdził środkowy reprezentacji Polski.
Dodał również, że zarówno on, jak i jego koledzy marzą już o powrocie do domów i tęsknią za swoimi bliskimi. - Każdy chce już jechać do domu. Przed nami jeszcze jeden mecz, ale mamy świadomość, że z dala od rodzin jesteśmy już 1,5 miesiąca. To daje się we znaki - powiedział. - Jechaliśmy na ten turniej po to, by go wygrać. Wiedzieliśmy jednak, że w nogach mamy ciężkie mistrzostwa Europy. Trudno było nam wejść z marszu w kolejny turniej. Jeśli uda nam się wygrać z Iranem, to srebro również będzie nas bardzo cieszyć - dodał Bieniek przed ostatnim meczem z Iranem.