W rumuńskim Gałaczu na 10–12 listopada zaplanowano turniej z udziałem miejscowej Arcady Galati, Jastrzębskiego Węgla i węgierskiego Fino Kaposvar. Polski zespół, który ma na poniedziałek zaplanowany lot do Rumunii, nie jest pewien, w jakim ostatecznie składzie odbędzie się rywalizacja. W ostatniej chwili okazało się, że przypadki koronawirusa stwierdzono u Węgrów. Oni wycofali się i nie wezmą udziału w zawodach. Nie ma jasności, co do tego, co z Rumunami (ci w pewnym momencie żądali walkowera od drużyn, które maja koronawirusa...), bo oni mają znać wyniki swoich badań dopiero w poniedziałek, podczas gdy jastrzębianie są wszyscy przebadani i „negatywni”, a zatem gotowi do gry. I tu pojawia się niepewność, by nie powiedzieć konsternacja, ze strony naszych siatkarzy.
Liga Narodów: Gdzie zagrają Polacy? Znamy gospodarza drugiego turnieju
– Dla mnie przepisy CEV są niezrozumiałe. To niedopuszczalne, że wylatujemy w poniedziałek, nie znając wyników testów wszystkich zespołów biorących udział w turnieju. Tak naprawdę, możemy w powietrzu zawrócić pilota i powiedzieć: „Wracamy, panie pilocie, bo nie ma z kim grać”. Jeżeli jednak już tam dolecimy i okaże się, że jest z kim grać, to zrobimy wszystko, by cieszyć się z awansu – komentuje Łukasz Wiśniewski, środkowy Jastrzębskiego Węgla.