„Super Express”: – Mistrzostwo Polski, tytuł MVP w ostatnim meczu sezonu ligowego, chyba nie można było sobie wymarzyć lepszego finiszu?
Jean Patry: – W Polsce do tej pory graliśmy dwa finały (Superpuchar i Puchar Polski – red.) i przegraliśmy je, więc tym ważniejszy był ten sukces. W sumie zgarnęliśmy najważniejsze trofeum, więc mogę się tylko cieszyć. Kluczem była wiara, że jesteśmy w stanie wygrać oraz dawanie z siebie pełnej energii na boisku. Drugi mecz finału przegraliśmy w nerwowych okolicznościach. Po tym spotkaniu trzeba było po prostu odpocząć i dobrze się wyspać. Ja akurat ze snem nie mam nigdy problemu, choć wiem, że nie wszyscy mogli przeżyć spokojną noc.
– Co utkwi ci najbardziej w pamięci z gry w Jastrzębiu?
– Niesamowita atmosfera tej hali. To była wyjątkowa przyjemność występować dla tej szalonej publiczności. To jest wielka siła, która nam kolosalnie pomagała w meczach.
– Klub ma inne plany związane z twoją pozycją na przyszły sezon (wg nieoficjalnych informacji do Jastrzębia przyjdzie z Zaksy Łukasz Kaczmarek – red.). Trudno się żegnać?
– Chciałbym tu zostać i rozegrać jeszcze jeden sezon, ale nie będzie mi to dane i jestem z tego powodu trochę smutny. Taki jest sport, czasami są dokonywanie pewne wybory i muszę się z nimi pogodzić. Ale w przyszłości może się jeszcze spotkamy. Gdyby była taka możliwość, wróciłbym bardzo chętnie, bo ten sezon dostarczył mi mnóstwo frajdy.
– Po raz pierwszy miałeś okazję zagrać w PlusLidze i masz porównanie choćby z Italią, w której poprzednio występowałeś. Jak ono wypada?
– W Polsce jest coś więcej niż w innych siatkarskich ligach. PlusLiga ma właśnie... ten plus! Siatkówka jest tutaj o wiele ważniejsza niż gdzie indziej, baza kibiców wielka, gracze cieszą się szacunkiem, doping jest niesamowity, a hale zwykle pełne. We Włoszech poziom gry jest bardzo dobry, ale jeśli chodzi o frekwencję, to już nie jest tak różowo, a atmosfera na trybunach czasem także jest całkiem inna.
– Najlepsze pozasiatkarskie wspomnienie z Polski? Może jedzenie?
– Kuchnia? Raczej nie, oczywiście poza żurkiem, który bardzo, bardzo, bardzo polubiłem. Tego będzie mi brakować, podobnie jak atmosfery i ludzi pasjonujących się siatkówką.
Wilfredo Leon pożegnał się z kibicami. Wzruszający list słynnego siatkarza po zakończeniu sezonu
– Ostatnim meczem, który zagrasz w Jastrzębskim Węglu, będzie finał Ligi Mistrzów. Z wielu stron słychać, że jesteście faworytami.
– Trentino ma wielu dobrych, młodych, utalentowanych siatkarzy. Finał Ligi Mistrzów to zupełnie co innego niż walka o tytuł w Polsce. Nowe zawody, nowe rozdanie, Włosi grają inną siatkówkę. Spodziewam się ciężkiej bitwy i wcale nie jestem przekonany, czy można o nas mówić jako o faworytach. Ja zresztą nie lubię się nad tym zastanawiać przed meczami. Po prostu wychodzę na parkiet, żeby zostawić na nim sto procent i wygrać. Tak jak w finale PlusLigi.
– Zaczynasz już pomału odliczać czas do igrzysk olimpijskich?
– W tym momencie może jeszcze nie aż tak bardzo, bo ostatnio koncentrowałem się na naszych spotkaniach w play-off. Oczywiście coraz częściej będę sie już przestawiał na myślenie o kadrze narodowej. Zostało trochę czasu, wcześniej czekają mnie zasłużone wakacje po wyczerpującej PlusLidze. Najpierw muszę odpocząć, a potem nastawię się na reprezentację.
– Wszyscy wspominamy ćwierćfinał ostatnich igrzysk, w którym Francja pokonała Polskę. Może znowu się spotkamy, najlepiej w finale?
– Czemu nie, wchodzę w to.
– Tylko tym razem wolelibyśmy uzyskać inny wynik.
– Całkowicie to rozumiem. Muszę przyznać, że często wracam myślami do tego spotkania z Polakami w Tokio. To był kawał meczu z naszej strony i po nim znaleźliśmy dość mocy, by wygrać w igrzyskach wszystko już do samego końca. To miłe wspomnienie, a zwycięstwo nad Polską było kluczowe.