W pierwszym secie Dynamo nie mogło zupełnie złapać tchu, a to głównie za sprawą popisu Mariusza Wlazłego. Atakujący bełchatowian zdobył w tej partii aż 11 pkt przy 71-procentowej skuteczności! Skra prowadziła już 8:2, a w kluczowym momencie, gdy Rosjanie mogli doprowadzić do remisu 17:17, pięknym blokiem popisał się Daniel Pliński. Od tego momentu bełchatowianie nie dali sobie odebrać prowadzenia, zwyciężając do 23.
Niestety, maszynka Skry zacięła się w kolejnych partiach. Dynamo zaczęło grać dużo lepiej w obronie i wykorzystywało silnych środkowych, z Dmitrijem Szczerbininem na czele. A gdy do akcji wkroczył jeszcze supergwiazdor teamu z Moskwy, Brazylijczyk Dante Amaral, mistrzowie Polski nie mieli wiele do powiedzenia. Trener Jacek Nawrocki dokonywał zmian, na boisko wpuszczał Jakuba Novotnego, Macieja Dobrowolskiego i Bartosza Kurka, ale niewiele to dało.
Podobnie niekorzystny obraz gry oglądaliśmy w przegranym trzecim secie. A gdy w czwartym bełchatowski zespół ulegał już 12:18, 13-tysięczna publiczność w łódzkiej Arenie pomału zaczęła tracić nadzieje.
Im dłużej trwał mecz, tym bardziej było widać, że rywal najzwyczajniej w świecie rozgryzł wszystkie taktyczne pomysły Skry, a gospodarzom brakuje już argumentów. Mecz kończyli ze zwieszonymi głowami, olbrzymim niedosytem i słysząc gwizdy niezadowolonych kibiców. Wszyscy liczyli na więcej, a awans do finału miał być planem minimum.
O trzecie miejsce zagramy dzisiaj z pokonanym z pary Itas Trentino - ACH Bled. Skra ma zatem szansę powtórzyć rezultat sprzed 2 lat, gdy także w Łodzi znalazła się na trzecim stopniu podium LM.