Ostatni mecz z Politechniką Skra wygrała tylko 3:1. Tylko, bo stracony set zepchnął bełchatowian z 2. na 3. miejsce niedające awansu do finału. Jeśli w ostatnich 3 kolejkach Resovia i Skra zdobędą tyle samo punktów, o kwalifikacji może przesądzić nawet jedna wygrana lub stracona partia.
Na pewno nie zadecyduje statystyka zwycięstw, ponieważ nie jest kluczowa. Może się bowiem zdarzyć, że drużyna przegrywająca więcej spotkań ma tyle samo punktów, ile ekipa z większą liczbą wygranych! Wynika to z zasady, że w razie porażki 2:3 pokonany otrzymuje jeden punkt. A Resovia ma na koncie 5 spotkań przegranych po tie-breaku.
- Grałem w różnych miejscach i nigdzie czegoś takiego nie widziałem. To chyba jedyna liga na świecie, w której jest taki regulamin - żali się "Super Expressowi" rozgrywający Skry Nicolas Uriarte (26 l.).
Koledzy Argentyńczyka z zespołu są mniej dyplomatyczni. "To śmieszne widzieć, jak obiektywna jest ta liga. Skandaliczne" - wyzłośliwia się na Twitterze przyjmujący Skry Facundo Conte (28 l.). "Co to jest? Skandal! Tyle samo punktów, trzy zwycięstwa więcej i jesteśmy na trzecim miejscu" - dorzuca Nicolas Marechal (29 l.).
Bełchatowianie wściekają się trochę na pokaz, bo protestować powinni przed sezonem. Regulaminu nie stworzono wczoraj ani go nie zmieniano w trakcie rozgrywek.
- Zasady gry w PlusLidze są znane od początku, obowiązują każdego tak samo i wszyscy muszą to zaakceptować - komentuje sprawę dla "SE" selekcjoner Stephane Antiga (40 l.), który oglądał niedzielne spotkanie w Warszawie.
Rzecz w tym, że w większości dużych lig europejskich oraz w zawodach międzynarodowych pierwszym kryterium decydującym o miejscu w tabeli przy równym bilansie punktów jest liczba zwycięstw. Tak jest w ekstraklasach Włoch, Rosji czy Francji. Szefowie PlusLigi, układając zasady, z pewnością nie spodziewali się, że dojdzie do tak jaskrawego przypadku i to dla nich dobra nauczka na przyszłość.