Kompromitacja numer 1. Na boisku. Po dobrej, zaskakująco dobrej pierwszej połowie, po przerwie Polacy zostali stłamszeni przez Portugalczyków. Można przegrać, ale nie w taki sposób. Gospodarze zabawili się z Polakami, najpierw ich podpuścili, a potem skasowali. Urządzili sobie strzelanie do bezbronnych kaczek. Kiedy Cristiano Ronaldo strzelał z przewrotki, miał tyle miejsca, ile na autostradzie w noworoczny poranek.
Przemysław Ofiara po Portugalia - Polska: Portugalczycy urządzili sobie strzelanie do bezbronnych kaczek
Kompromitacja numer 2. Robi się coraz ciekawiej. Selekcjoner Michał Probierz w drugiej połowie decyduje o wpuszczeniu na boisko Karola Świderskiego. Ten gotowy do gry, ale nagle następuje poruszenie. Wertowanie dokumentów. Co się okazuje, „Świder” nie został wpisany do protokołu meczowego! Gdyby finalnie wszedł na boisko, Polsce groziłby walkower i jeszcze większy blamaż. „Zadecydował czynnik ludzki”, „Nie popełnia błędów ten, co nic nie robi” – tłumaczą w PZPN. I OK, pewnie nie ma się co znęcać nad team menedżerem Łukaszem Gawrjołkem, ale jedno jest pewne – taka sytuacja na tym poziomie to jakieś kuriozum.
Kompromitacja numer 3. To, że skończył się mecz, nie oznacza, że to koniec „popisów” naszych piłkarzy. Ale zacznę od pytania. Jak wyobrażacie sobie piłkarza, który przegrywa mecz 1:5, a rywal go tłamsi? Pewnie powiecie, że jest sportowo wściekły, nie chce chwilowo patrzeć na tego, który go rozbił. To wydaje się normalne.
Okazuje się, że nie w reprezentacji Polski. Po meczu z Portugalią, już przy autokarach, piłkarze reprezentacji Piotr Zieliński i Nicola Zalewski wybłagali u Cristiano Ronaldo, żeby zrobił sobie z nimi fotkę. Ronaldo się uśmiechał. Spoko, wygrał 5:1. Ale najgorsze jest to, że chyba jeszcze szersze uśmiechy mieli Polacy. Z takim podejściem, to my niestety daleko nie zajedziemy, a raczej zsuniemy się w przepaść.