Stephane Antiga: Czuję wielki ból [GALERIA]

2015-11-17 3:00

Francuski selekcjoner reprezentacji siatkarzy Stephane Antiga (39 l.) od lat żyje w Polsce z żoną i dwójką dzieci, ale ma też mieszkanie w Paryżu. Po piątkowych zamachach drżał o najbliższych pozostawionych we Francji. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

- Pierwsza reakcja, gdy dowiedział się pan o tragedii?

- Jako Francuz przede wszystkim poczułem wielki ból. Od razu dzwoniłem do rodziny i znajomych, szczęśliwie nikt z moich bliskich i przyjaciół nie ucierpiał w zamachach. Mimo wszystko trudno mi się było po tym wszystkim pozbierać. Okropne, boli cały czas. To bardzo trudny moment.

Stephane Antiga o akcie terrorystycznym w Paryżu

- Zna pan miejsca zaatakowane przez terrorystów?

- Oczywiście, chociaż kiedy jestem w Paryżu, mieszkam w 13. dzielnicy, czyli bardziej na południe miasta. Okolice placu Bastylii, gdzie wzięto zakładników i strzelano do przypadkowych osób, to popularne miejsce spotkań. Przede wszystkim młodych ludzi, którzy wychodzą na drinka czy do restauracji, żeby miło spędzić czas. W zajętej przez terrorystów sali koncertowej Bataclan kiedyś byłem na koncercie.

- Nie przeraża pana jako byłego zawodnika i trenera, że celem zamachu miał być stadion sportowy?

- Trudno myśleć spokojnie, że chodziło o to, by zginęło jak najwięcej ludzi. To miał być poza tym atak na jeden z symboli Francji, chciano go zniszczyć. Trudno mi sobie nawet wyobrazić, że jako zawodnicy mamy dawać radość i emocje, a może się to skończyć rzezią. Nie zdziwi mnie, jeśli zdarzą się przypadki, gdy sportowcy będą odmawiać udziału w imprezach z obawy o bezpieczeństwo.

- Kiedy pojedzie pan ponownie do Paryża?

- Nie wiem, czy uda się wyjechać przed styczniowym turniejem przedolimpijskim w Berlinie. Spodziewam się, że wybiorę się dopiero na przełomie stycznia i lutego.

- I będzie się pan czuł bezpiecznie na ulicach?

- Ryzyko jest i będzie. Myślę, że niektórzy chcą żyć jak dotychczas, pokazać, że się nie boją, ale to wcale nie takie łatwe. Najgorsze, co się może teraz zdarzyć, to rodzaj wojny domowej przeciwko muzułmanom. Nie można ich wrzucać do jednego worka z zamachowcami szaleńcami, ale obawiam się, że niektórzy mogą zapłacić za to, co się dzieje obecnie. Terrorystom chodzi o to, żebyśmy zmienili swój styl życia, politykę, ekonomię. Ale jeśli się ugniemy, oni wygrają. Niestety, łatwiej to powiedzieć, niż zrobić.

- Napływ uchodźców nie zaogni dodatkowo sytuacji?

- Wielu z nich naprawdę cierpi z powodu wojny, wyprzedaje się i podróżuje za lepszym życiem przez pół świata. I niestety zawsze będzie ryzyko, że w tym tłumie Państwo Islamskie przemyci swoich ludzi. Nie ma idealnego wyjścia, wszystko zależy od sytuacji konkretnego kraju. Na pewno jednak rządy muszą przede wszystkim zadbać o bezpieczeństwo własnych obywateli.

Najnowsze