Anderson to ikona amerykańskiego volleya, 35-latek, który od 2007 roku reprezentuje barwy USA i stał się w tym czasie jedną z największych gwiazd światowej siatkówki. Znany jest przede wszystkim z aż 7-letnich występów w Zenicie Kazań, kiedy to zgarnął wszystkie możliwe trofea krajowe i międzynarodowe, z Ligą Mistrzów na czele. W kadrze zaliczył medale największych imprez: m.in. brąz olimpijski, brąz mistrzostw świata, złoto Ligi Światowej, złoto Pucharu Świata. W ostatnim sezonie ten siatkarz, potrafiący grać zarówno jako atakujący jak i przyjmujący, występował we włoskiej Perugii, w której jego partnerem był Wilfredo Leon (znają się świetnie; wcześniej przez 4 lata tworzyli duet w Kazaniu), a trenerem Nikola Grbić, selekcjoner Polaków.
Grbić, pytany o Matta Andersona, komentuje: – Amerykanie są z nim mocniejsi. Na pewno zagrają świetną siatkówkę przeciwko nam, to normalne, kiedy rywalizują dwie czołowe drużyny na świecie, jest wtedy duże sprężenie. I nie muszę opowiadać o zaletach Andersona. To gracz z wielkim doświadczeniem i kapitalną jakością, dający sobie doskonale radę na dwóch pozycjach. W Perugii grał jako przyjmujący, mimo że w poprzednich sezonach na tej pozycji nie występował. I nie miał z tym najmniejszego problemu. Niewielu jest takich jak on... Może jestem subiektywny, bo miałem okazję z nim grać (w Kazaniu w sezonie 2013/14 – red.) i znam go doskonale, jest moim kumplem.
Anderson nie gra już w kadrze w pełnym wymiarze reprezentacyjnym. Do reprezentacji dołączył dopiero przed MŚ, nie brał udziału w Lidze Narodów, w której jego koledzy zajęli 2. miejsce.
– Jestem coraz starszy, potrzebuję więcej odpoczynku po lidze, a poza tym moja żona urodziła niedawno nasze drugie dziecko, córeczkę, więc chciałem z nimi spędzić jak najwięcej czasu. Teraz jestem gotowy do walki, przyjechaliśmy tu, żeby zdobyć mistrzostwo – zapewnia gwiazdor ekipy USA.
Polacy stają na drodze Amerykanów na razie w fazie grupowej, w meczu niemającym aż takiej wagi, ale można sobie wyobrazić, że trzeba będzie z nimi rywalizować w późniejszej fazie MŚ, już w systemie pucharowym, gdy przegrywający odpada. W grę wchodzi starcie polsko-amerykańskie nawet już w ćwierćfinale 8 września, ale to będzie zależało od układu drabinki po rundzie grupowej.
Amerykanie są pewni siebie na mundialu i Anderson nie waha się o tym głośno mówić.
– Jeśli przyjeżdżasz na taki turniej i nie jesteś pewien bycia faworytem, to już przegrałeś – kwituje atakujący kadry USA, ale przekazuje także miłe słowa o reprezentacji Polski.
– Macie świetny zespół, trudno was pokonać. Dwóch przyjmujących pierwszej szóstki (Semeniuk i Śliwka – red.) wygrało Ligę Mistrzów w dwóch ostatnich sezonach – przypomina Anderson. – Grają dobrze w najważniejszych meczach, Bartosz Kurek od lat prezentuje wysoki poziom, środkowi są ruchliwi i szybcy, rozgrywający daje sobie radę, a Zatorski to jeden z najlepszych libero. Kiedy jednak patrzę na to, co możemy przeciwstawić Polsce, uważam, że mamy duże szanse wygrać.
Niezastąpiony zmiennik Tomasz Fornal jest w świetnej formie. „Gramy lepiej niż miesiąc temu”
Matt Anderson pytany przez „SE” o brak w składzie Polski jego dobrego kumpla Wilfredo Leona, z którym grał przez wiele lat w klubie, odpowiada: – To niezwykle niebezpieczny siatkarz, kiedy stoi po drugiej stronie boiska. W każdej chwili może posłać serię asów serwisowych. Gra świetnie na wysokich piłkach, zresztą i z innymi daje sobie radę kapitalnie. Niełatwo gra się przeciwko zespołowi, w którym on występuje. Jednak polska drużyna gra dobrze także bez niego. W przyszłości wzmocni polską kadrę, jestem tego pewien, wiem, że dochodzi do siebie po operacji i już trenuje w Perugii.
Anderson wymienia przy okazji polskich siatkarzy, którzy wywarli na nim duże wrażenie. – Kochanowski to świetny środkowy, szybki, silny i z doskonałym serwisem, leworęczny Śliwka na skrzydle stwarza rywalom wielkie problemy, Semeniuk rośnie w siłę, jest niezwykle zdyscyplinowanym siatkarzem i jeszcze pokaże, na co go stać.