Trzeba pamiętać, że w siatkówce na poziomie MŚ, czy ME takie rzeczy jak „ustawianie” sobie drogi w dalszej fazie turnieju nie jest niestety niczym nowym. W przeszłości zdarzały się dużo bardziej ordynarne przekręty niż skromny w gruncie rzeczy ukłon w stronę Polski i Słowenii, które i tak przecież byłyby w czubie przed pucharową rundą mundialu. W poprzednich latach Polacy stali się zarówno ofiarą jak i – o zgrozo – beneficjentem podobnych praktyk. Wystarczy przypomnieć MŚ 2010, w których dochodziło do kuriozalnych spotkań – nikt nie chciał ich wygrać, by mieć łatwiejszą drogę do medali. Niechlubnie zapisali się wtedy Brazylijczycy, którzy w jednym z takich kompromitujących dyscyplinę meczów z Bułgarią grali bez rozgrywającego, byle tylko nie zwyciężyć i nie wpaść na Kubańczyków w półfinale.
Sebastian Świderski odniósł się do afery na MŚ w siatkówce
Jeden nie chciał przegrywać, drugi kazał przegrać
Z kolei ówczesny trener Biało-Czerwonych Daniel Castellani postanowił grać od początku do końca fair, nie nakłaniał podopiecznych do porażek, które ułatwiłyby dalszy byt w turnieju. Pokonał wszystkich konkurentów w pierwszej fazie, ale to oznaczało, że trafi w II rundzie do grupy śmierci z Brazylią i Bułgarią. Ci rywale nie dali nam szans i zakończyliśmy imprezę dramatycznie nisko, na miejscach 13.-18. Argentyńczyk stracił potem posadę. Gdybyśmy wtedy nie wygrali grupy, gralibyśmy ze słabszymi przeciwnikami w kolejnej fazie i do półfinału byłoby o wiele bliżej.
W 2011 roku kolejny trener Polaków Andrea Anastasi w czasie ME nie chciał wygrać meczu ze słabiutką Słowacją, byle zająć niższe miejsce w grupie i w rundzie pucharowej grać o strefę medalową z nisko notowanymi Czechami i ponownie Słowakami. Efektem był awans do półfinału, w nim porażka z Włochami, ale potem wygrane starcie o brąz z Rosją.
Grbić: Nie wyobrażam sobie tego
Co na to Grbić? – Nie wyobrażam sobie że pójdę do zawodników i powiem im: „Wiecie co, może ten mecz lepiej byłoby przegrać?” – podkreśla selekcjoner Biało-Czerwonych. – Niestety, znaleźli się trenerzy, którzy takie rzeczy robili. Być może w ich mniemaniu czynili to w najlepszym interesie drużyny. Ja jednak takich rzeczy nie biorę pod uwagę. Doskonale pamiętam 2010 rok, aż za dobrze... Poza wszystkim innym, podejście na zasadzie celowego odpuszczenia meczu działa moim zdaniem fatalnie na zespół. Bo powoduje, iż torpeduje się wiarę graczy w to, że sami mogą wywalczyć medal. Takim działaniem pokazujesz jedynie zespołowi, że uważasz go za słaby.
– Powiedzmy, że ktoś chce uniknąć silnego rywala, więc mówi: „Wybierzmy sobie tego i tego przeciwnika”. Ale potem ja, będąc rywalem takiej ekipy, wyprułbym z siebie flaki, byle tylko go ograć i zademonstrować, że nie powinien takich rzeczy robić. Przecież w MŚ 2010 z Serbią zrobiliśmy właśnie coś takiego. Rosja specjalnie uległa Hiszpanii, bo uznała, że łatwiej będzie jej zagrać z nami niż z Kubą. I wtedy odniosłem jedną z najbardziej satysfakcjonujących wygranych w całej karierze. Pokonaliśmy Rosjan 3:1. My graliśmy w półfinale, a Rosja o miejsca 5-8 – wspomina Grbić i dodaje z naciskiem:
– Nie jestem tylko trenerem, uważam się także za nauczyciela. Staram się, jako ten dużo bardziej doświadczony, nauczyć czegoś zawodników. W życiu, jeśli chcesz wygrać, musisz pokonać każdego i być gotowym na wszystko, także jeśli w ćwierćfinale czekać będą Amerykanie, w półfinale Brazylijczycy, a w finale Francuzi. Wychodzisz do walki i masz zwyciężyć. Nie ma znaczenia, kto stoi po drugiej stronie, w ten sposób kreujesz mentalność zwycięzców. Może przegrasz, ale to jest siatkówka – mówi Grbić.
– Jak traktuję trenerów, którzy kazali podopiecznym przegrywać celowo? – pyta. – Każdy robi to na własne konto. Na mecz MŚ 2010 Bułgaria – Brazylia 6 tysięcy ludzi przyszło oglądać widowisko, w którym oba zespoły chciały przegrać. To była hańba dla siatkówki. Przecież w pewnym momencie fani odwrócili się plecami do boiska, bo nie chcieli oglądać żenującego spektaklu. Takie rzeczy zdarzały się nie raz. Szkoleniowcy, którzy dopuścili się takich rzeczy, nigdy nie będą się cieszyć moim szacunkiem. Ja taki nie jestem. Nigdy bym tego nie zrobił.
Marcin Janusz szuka sposobu jak oszukać kolegę z Zaksy w meczu potęg
Grbić wie jednak doskonale, że w siatkarskiej reprezentacji Polski zdarzyły się w przeszłości trudne sytuacje związane z fatalnym systemem zawodów, wręcz zachęcającym do przekrętów.
Castellani się żalił: "Co ja mam robić?"
– Wiem, że polska drużyna zagrała w ten sposób w 2011 roku w mistrzostwach Europy. Jaki był ostateczny wynik? Brąz. Może więc ktoś uznał, że cel został osiągnięty – przyznaje Nikola Grbić. – Wiem także, że w 2010 roku na mistrzostwach świata wasz trener Castellani jechał windą z naszym trenerem Kolakoviciem i mówił: „I co ja mam teraz powiedzieć swoim zawodnikom” (chodziło o możliwość odpuszczenia meczu – red.). I Polacy w meczu z nami grali na full, zresztą my też, mimo że nas urządzała bardziej porażka. Jako trener musisz być uczciwy wobec siebie, jeśli stanie się inaczej, zatracisz się w tych kombinacjach. Tego nie biorę w ogóle pod uwagę.