Ateny
Pierwszy set nie zapowiadał tak smutnego końca. Polacy wygrali. Ale już w drugim secie szło im znacznie gorzej.
- "Świder" zgłosił mi, że ma problemy z kolanem - stwierdził trener Stanisław Gościniak. - Musiał zejść z boiska. To popsuło nam szyki. Zawodnicy zaczęli grać zachowawczo. Próbowałem ich umotywować, żeby serwowali mocniej. Mówiłem nawet, że odpowiedzialność biorę na siebie. Nie pomagało.
Szalony Słowak
Drugiego seta przegrali. Następne dwa też. W ostatnim szalał, pochodzący ze Słowacji naturalizowany Grek, Antrej Kravarik. Po każdej udanej akcji wykonywał aktorskie gesty doprowadzając publiczność do szaleństwa.
- Włożyliśmy dziś w tę grę całe serce - powiedział i wymownie przyłożył rękę do piersi. - Tych czternaście tysięcy ludzi w sali strasznie nam pomagało. A Polacy? Bardzo dobrze wypadli. Ale tylko w pierwszym secie, gdy mieli mocną zagrywkę.
Czy później nie zlekceważyli Greków mając w pamięci łatwe zwycięstwo nad Serbią i Czrnogórą? - Na pewno nie - zaprzeczył kapitan zespołu Paweł Zagumny. - Zwycięstwo nad mistrzami olimpijskimi nikomu nie zaszkodziło.
Dlaczego więc Polacy wypadli tak blado?
- Zagraliśmy dziś nieco gorzej w ataku, słabsze było też rozegranie piłki - przyznał Piotr Gabrych. - To główne przyczyny porażki.
Wielki piknik
Jeśli dodać to, co powiedział wcześniej Gościniak, okaże się, że szwankowało wszystko. No, może poza psychiką. Zawodnicy i trener zgodnie stwierdzili, że nie przestraszyli się żywiołowej publiczności. A ta po skończonym meczu zaczęła w hali piknik. Z głośników płynęła melodia ze słynnego filmu "Grek Zorba". Wszyscy świetnie się bawili. Oczywiście poza Polakami, którzy we wtorkowy wieczór wystąpili tylko w roli statystów.
Polska - Grecja 1:3 (-21, 18, 21, 20)
Polska: Bąkiewicz 0, Gabrych 5, Gołaś 7, Gruszka 16, Ignaczak 0, Kadziewicz 0, Murek 15, Rybak 4, Stelmach 1, Szczerbaniuk 7, Świderski 6, Zagumny 1.