Siatkówka jest takim sportem, że wystarczy jedna, albo dwie niefortunne decyzje arbitrów, aby całkowicie zmienić obraz gry. Wszak przy wyrównanej walce o zwycięstwo w secie jeden punkt decyduje o wszystkim. Sprawię od paru lat ułatwia challenge, ale ten nie ma wpływu na wszystkie werdykty sędziów. Zauważalne było to w czwartkowy wieczór w spotkaniu w Lublanie.
Już dobór arbitra głównego, którym był... Chorwat budził pewne wątpliwości. Drugim sędzią był natomiast Eldar Zulfugarov z Azerbejdżanu. Obawy potwierdziły się niestety już pod koniec pierwszego seta. Pan Milan Rajković przy akcji, gdy Polacy prowadzili 20:17 nie zauważył czterech odbić po stronie Słoweńców. Spotkało się to z ogromnymi protestami biało-czerwonych i Vitala Heynena. Sędziowie nie zgodzili się na challenge, a powtórki pokazały, że Polacy mieli rację.
I zamiast 21:17 dla Polski zrobiło się 20:18. Następnie Wilfredo Leon popełnił proste błędy i to ostatecznie gospodarze objęli prowadzenie w spotkaniu. W następnych setach również nie brakowało. Sędzia z Chorwacji sprawiał wrażenie, jakby bał się podejmować odważnych decyzji, jak na przykład odgwizdanie piłki rzuconej. W czwartej partii nie zauważył tego, że piłka odbiła się od antenki, ale szczęśliwie i tak przyznał punkt Polakom.
Najbardziej zatrważająca była jednak wspomniana pomyłka w pierwszym secie. Teraz można zastanawiać się jedynie, czy miała ona wpływ na losy całego spotkania. Z jednej strony zwycięstwo w pierwszym secie niczego nie oznaczało, ale jednak dałoby to biało-czerwonym wiarę w zwycięstwo. Tę mieli natomiast Słoweńcy, którzy ewidentnie nakręcili się po objęciu prowadzenia. Na pewno wiemy jedno, poziom sędziowania w półfinale był dramatycznie słaby i nie powinien mieć miejsca w żadnym meczu.