„Super Express”: – Musi pan tonować entuzjazm graczy, skoro po efektownej wygranej we Włoszech jesteście krok od czwórki?
Andrea Gardini: – To profesjonaliści, nie ma mowy o wpadaniu w euforię. Za dużo meczów widziałem w karierze, za dużo zwrotów akcji przeżyłem, by sądzić, że pójdzie jak z płatka. Nie pójdzie. Trzeba się nastawić, że będzie bolało, bo tak zwykle bywa w walce w systemie pucharowym. My akurat zagraliśmy tydzień temu na wybitnym poziomie, a Lube miało problemy kadrowe i na dodatek trochę go zaskoczyła nasza forma.
– Przypomina pan zawodnikom sytuację sprzed roku, kiedy Zaksa wygrała we Włoszech, a potem musiała bronić się do ostatnich piłek złotego seta, by awansować do półfinału?
– Na tym poziomie takie sytuacje to norma, nie ma dwóch jednakowych spotkań, nie ma łatwych zwycięstw. I wcale niewykluczone w naszym przypadku też przesądzą pojedyncze akcje czy kilka punktów różnicy. W play-off Ligi Mistrzów, czy w ogóle jakichkolwiek meczach o być albo nie być, decydują też emocje. No i nie gramy ze zwykłym przeciwnikiem. Gramy z Lube, a tam niemal każdy siatkarz to światowa gwiazda. Oni potrafią sprawić, by rywal po drugiej stronie siatki cierpiał.
Polska nie zgłosiła się do organizacji MŚ siatkarzy, ale… będzie brana pod uwagę
– Wy też umiecie to zrobić.
– Oczywiście, ale mam na myśli, że trzeba być również gotowym na ten ból. Powiem w języku bokserskim: musimy umieć przyjmować ciosy, by osiągnąć cel. Jeśli nie jesteś gotowy, nie przejdziesz takiej przeszkody, tylko będziesz zamroczony po trafieniu rywala i zaczniesz się zastanawiać co poszło nie tak. Na szczęście mam w zespole graczy, którzy przeszli niejedno i doskonale zdają sobie sprawę, co ich czeka. I mimo problemów, jakie i my napotykaliśmy w trakcie sezonu, nikt nie narzekał. Jasne, że możesz to robić, tylko kompletnie nic to nie daje i nic nie zmienia. Nikogo nie obchodzi czy masz kadrowe problemy, wyjdź na boisko i pokaż, że potrafisz sobie radzić mimo to. Nie wiem jaki będzie finał naszej drogi w tym sezonie, ale jestem pewien, że na razie dobrze nam to idzie.
– Od nieco ponad roku prowadzi pan Jastrzębski Węgiel. Jak zmieniła się drużyna w pana oczach przez ten czas?
– Trzeba pamiętać, że przychodziłem w środku sezonu, w specyficznym momencie. Potem zdołaliśmy wywalczyć główny cel, czyli mistrzostwo Polski. I też nie obyło się po drodze bez trudności. Druga rzecz to fakt, że kiedy zostałem trenerem, rynek transferowy na kolejny sezon był już praktycznie zamknięty, nastąpiły zmiany w klubie, które sprawiły, że drużyna jest inna. Nie chcę mówić, że lepsza czy gorsza, po prostu inna. Moim zadaniem jest znalezienie klucza do zbudowania grupy z indywidualności. Wydaje mi się, że jeśli chodzi o duch zespołu, to nie mamy na co narzekać.
Siatkarz uciekł z Rosji i zerwał kontrakt. Chce grać w Polsce
– Mówił pan o zmianach kadrowych, a najważniejszą było wprowadzenie nowego rozgrywającego, Bena Toniuttiego. Bywa, że potrzeba czasu, by nawet tej klasy gracz „zaskoczył” w nowym klubie, a jednak wygląda to tak jakby Francuz od lat grał w Jastrzębiu.
– „Totti” poczuł się od razu jak w domu, co oczywiście ułatwia fakt, że to siatkarz o wybitnych umiejętnościach i zdolności dostosowania się do kolegów. Drużyna była budowana wokół niego, tym łatwiej było to wszystko zgrać. Niemniej od niego też zależy bardzo dużo. To nie trener decyduje: ten zawodnik będzie liderem. To się wykuwa w trakcie rozgrywek, a przy osobowości i profesjonalizmie Toniuttiego nie było problemem. Gdy Ben jest w zespole, to mam mniej roboty.
Powiedział „Nie" Rosjanom. Siatkarz polskiej kadry blisko nowego klubu
– Kiedy pana drużyna pokonuje włoski zespół, wygrana lepiej smakuje?
– Na pewno ma inną wymowę, jest czymś specjalnym i miłym, zwłaszcza jeśli na rozkładzie ma się tak wielką firmę jak Lube, czy inne kluby Italii z wielkimi budżetami i tradycjami. Lubię to, jako Włoch odczuwam to inaczej, chociaż mój związek z polską siatkówką jest już przecież całkiem długi. Cały czas postrzegam szansę, przed jaką stoimy jako coś niesamowitego. Może właśnie przede wszystkim dlatego, że urodziłem się we Włoszech.