Na podstawie historii Floersch mógłby powstać film, który wzruszyłby oglądających. Niemka od najmłodszych lat związana jest ze sportami motorowymi. Wszystko zaczęło się rzecz jasna od kartingu. Pomału pięła się po szczeblach serii wyścigowych, a przed rokiem zadebiutowała w Formule 3 mając zaledwie 17 lat. Jej pasja mogła błyskawicznie przerwać jej życie.
Niemal równo rok temu Floersch wzięła udział w Grand Prix Macau. Na czwartym okrążeniu pojazd Niemki zetknął się z bolidem Jehana Daruvala. Kontakt ten sprawił, że Floersch straciła panowanie nad pojazdem, a ten wystrzelił jak rakieta z toru. Bolid zatrzymał się na budynku tuż za barierkami i płotem ochronnym. Błyskawicznie uciekać musieli fotoreporterzy będący tuż za barierkami.
W miejscu wypadku szybko pojawiły się służby ratunkowe. Floersch została przewieziona do szpitala, gdzie przeszła 11-godzinną operację. Reprezentantka Niemiec do zdrowia doszła jednak błyskawicznie. Już tydzień po poważnej operacji opuściła szpital i wróciła do domu. Co więcej, miesiąc po wypadku jej zespół, Van Amersfoort Racing ogłosił, że Floersch od nowego sezonu ponownie zasiądzie za kierownicą bolidu.
Historia potoczyła się tak, że w miniony weekend Niemka wróciła na tor, gdzie przed rokiem mogła stracić życie. - Muszę powiedzieć, że czuję się dobrze. To prawda, że wypadek wyglądał strasznie, ale cieszę się, że znów mogę tutaj być. Dla mnie było jasne, że muszę wystartować w Makau- powiedziała Floersch. Niemka nie ukończyła co prawda wyścigu, ale cała historia i tak robi ogromne wrażenie. Zwłaszcza patrząc na koszmarny wypadek.